Demony ucieknijcie na urlop...

Moje demony, które by tak uciekły na urlop.. Może by je tak wysłać na urlop bezterminowy? Ucieknijcie na inny biegun! Gdyby to tylko tak funkcjonowało.. Nie chcę troszczyć się o ich wygodę i pielęgnować pasożyty, które jedynie wysysają (wysysały?) moją indywidualność, charakter i wszystko co we mnie najlepsze. Oczywiście nie dając nic w zamian, bo taka ich natura, którą nie sposób zmodyfikować ani nakłonić do choćby najmniejszej ugody czy porozumienia. To monolog głuchy na jakąkolwiek reakcję czy próbę negocjacji.

To, co dane mi było przeżyć przez ostatnie tygodnie warte jest więcej niż poświęcenie wszystkiego w imię osiągnięcia statusu, którego nie sposób zdobyć. Warte tego cierpienia, przez które przeszłam i przez które tak naprawdę wciąż przechodzę.. Brzmi enigmatycznie, chaotycznie, absurdalnie? Takie jest i takie będzie. To nie ulega wątpliwości. Problemy ewoluują, a ja zmieniam się wraz z nimi. Przez niesamowicie długi czas uparcie i desperacko dążyłam do pewnego punktu, który się rozmazywał. Każdego dnia był coraz bardziej niewyraźny i oczekiwał ode mnie przekraczania kolejnych granic ludzkich możliwości. Wymuszał na mnie aby utrzymywać śmiertelny i niebezpieczny balans. Na granicy życia i śmierci. I to nie górnolotne wyolbrzymienia. Wyniki, badania, mój ówczesny stan psychofizyczny nie mógł być ukrywany w nieskończoność. Gołym okiem było widać błyskawiczny postęp wstrętnego i bezwzględnego widma.. śmierci. Tym bardziej doceniam to jak silna się stałam mając w głowie te wszystkie marzenia, które się spełniają gdy tylko pozwoliłam sobie zamienić słowa w czyny. Tak jest! Piękne słowa "wyjścia ze strefy komfortu" czy "zamiast tylko pisać i rozmyślać - działaj" są tym co mogę z ręką na sercu polecić każdemu. Nie tylko komuś kto boryka się z takim a nie innym problemem. Bez względu na to czy walczysz z samym sobą na płaszczyźnie odżywiania czy w sferze uzależnienia od substancji psychoaktywnych, używek wszelkiego rodzaju czy z problemami typowymi dla określonego wieku. Nic się samo nie wydarzy dopóki nie dasz sobie szansy i nie zaczniesz działać. Do momentu, w którym nie zrozumiesz, że tylko przekraczając każdego dnia inne granice strachu i niepewności jesteś w stanie wzbić się wyżej, zobaczyć więcej, przeżyć coś o czym nawet nie marzyłeś/aś. "The Magic Happens When You Step Out Of Your Comfort Zone" to tak bardzo Ja :) To tak bardzo Ty! I każda żywa istota. Uwielbiam pisać tak tajemniczo, intrygująco, tak, że niejasność moich doświadczeń sprawia, że możesz odnieść to do siebie i do swojej sytuacji. Pragnę sięgać po więcej i robić więcej. Nie chcę żeby cokolwiek mnie stopowało. Chcę dawać sobie szanse, próbować i nie mówić, że "nie da się". Skoro pokonuję tak silne uzależnienie od ciebie, ty przeklęta anoreksjo, to jestem w stanie zrobić wszystko o czym zapragnę. Zaczynając od tak przyziemnych? typowych? znanych? przeżyć jakimi są koncerty. Od dawna bowiem słuchałam, szanowałam i podziwiałam twórczość zarówno Taco Hemingway jak i Quebonafide. Kiedy dowiedziałam się, że postanowili połączyć razem swe siły, nagrać wspólnie album a całą muzyczną współpracę nazwać wdzięcznie Taconafide to spróbowałam wziąć udział w konkursie, w którym był do wygrania podwójny bilet na ich pierwszy koncert w trasie Taconafide Ekodiesel Tour w Krakowie na Tauron Arenie. Na szczęście są wokół mnie entuzjaści, dobrzy,  pozytywni, zwariowani i otwarci ludzie, których darzę ogromną sympatią. Dzięki temu nie miałam najmniejszego problemu z wyborem towarzystwa na ten koncert (i kolejne.. ale o tym za chwilę). Wszystko co działo się przed, podczas i po koncercie sprawiło, że moja chęć do życia wzrosła o nieskończoną ilość jednostek euforii w górę. Występ samych wyżej wymienionych artystów należy do przeżyć, które będę wspominać z ogromnym uśmiechem na ustach. Wyskakałam, wykrzykałam i wybawiłam się do granic możliwości. (Co nie znaczy rzecz jasna, że to koniec tego typu ekscesów.. :D) Ta kolaboracja to strzał w dziesiątkę, a fanbase na koncercie (koncertach..) wbrew pozorom nie oscylował tylko w wieku gimnazjalnym i nie był skierowany dla przewrażliwionej i zbytnio egzaltowanej młodzieży, która jara się ekscentrycznym wyglądem Quebo i ironicznymi, naładowanymi metaforami i sarkazmem historii Taco z jego poprzednich albumów. Co więcej, mam wrażenie, że najwięcej do powiedzenia mają osoby, które koncert widziały na krótkim fragmencie w Insta Stories lub na Snapchacie :) Norma. Nie mam zamiaru się spinać, walczyć z tym bądź tłumaczyć, że żaden filmik czy foto nie jest w stanie się nawet zbliżyć do energii i emocji, które spływają na uczestnika wydarzenia. Pomimo tego, że jako się rzekło, był tym pierwszym, rozpalił moją koncertową duszę do tego stopnia, że chciałam (zapragnęłam wręcz) móc przeżyć to raz jeszcze i.. jeszcze! Brałam udział we wszystkich konkursach, jakie tylko mogłam znaleźć. Głównie polegały na kreatywności pisarskiej (w dłuższej i krótszej formie) w zakresie odpowiedzi na pytania. Wykazałam się swoją wybujałą wyobraźnią i niezmiernie wierzyłam w to, że mi się uda.. Korzystałam ze wszelkich mechanizmów przyciągania pozytywnej energii :D Tak, "Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć". Można z tego kpić, uznać to za brednie czy też wmawiać sobie, że "udaje się każdemu tylko nie mi". Jasne, wymówka znajdzie się na wszystko. Ja odkąd przestałam się nad sobą użalać, a zaczęłam działać - tak po prostu to wszystko zaczęło się układać. Tym samym wygrałam kolejne bilety na trasę Taconafide :) Do Gdańska na Ergo Arenę oraz do Łodzi na Atlas Arenę! Każdy był wyjątkowy. Nie dość, że lokalizacja robiła swoje plus sam fakt, że ludzie także sprawiają, że co koncert to inny wachlarz zdarzeń, wiadomo! Towarzystwo i nocleg ogarnęło się na bieżąco. Żaden problem :) Dziękuję Wam wszystkim.. Przyjaciele i znajomi to potęga! Nie wzbraniajmy się przed tym! Ten cudowny chichot losu pomaga w wierze o lepsze jutro :D oraz w to, że "The Best Is Yet To Come". Rewelacyjnie podnosi samoocenę i pomaga każdego następnego, zwykłego dnia, które zazwyczaj nie jest tak pozytywne i przesycone brzmieniem rozentuzjazmowanego tłumu, rzecz jasna. "Never, ever give up" :) Ja nie mogę? Chcę, staram się, pracuję to mogę wszystko.       

PS: Podkreślę to, że kluczowy w tym kruchym procesie zdrowienia jest kontakt z ludźmi nie związanymi ze sferą ED. Kiedy w ubiegłym tygodniu Ania Kęska odniosła się do tej kwestii na swoim insta stories @aniamaluje od razu wyraziłam swoje stanowisko w tej sprawie, bo mam sporo do powiedzenia na ten temat. Jestem autentyczna w tym co mówię i czuję się realnym głosem w tej kwestii...

Klik aby powiększyć

Treść komentarza:

Odniosę się do tematu, który poruszyłaś na insta stories w kwestii prowadzenia na IG konta "pro ED recovery" wychodząc z anoreksji. Prowadzenie takiego konta to jest pogłębianie się zaburzenia.. Nie tędy droga. Anoreksja to bardzo "competitive illness" nawet jeśli ma się dobre intencje (czyli chce się wyzdrowieć). To próba zwrócenia na siebie uwagi. To jest bezsilność wobec choroby. Wpisując w opisie na IG "ilość razy kiedy się wylądowało w szpitalu" (tak jak wspomniałaś na stories) czy "jak niskie bmi się osiągnęło" czy też "jak szybko się wróciło do zdrowej wagi" itd. to rozpaczliwa próba wołania o pomoc i atencję. Takie porównywanie tego ile się zjadło, ile się schudło czy przytyło jest bardzo szkodliwe i nie prowadzi do powrotu do zdrowia. Pomimo tego, że te anglojęzyczne konta najczęściej są okraszone szokującymi foto "przed i po chorobie" w ramach potwierdzenia tego jak bardzo było się (lub jest) chorym to tak naprawdę nie o te kilogramy tutaj chodzi.. Można mieć anoreksję mając już wagę w granicach normy. Wyjście z zaburzeń odżywiania polega nie tylko na tym aby nauczyć się traktować jedzenie jak jedzenie, energię, paliwo do codziennego życia, a nie jak cel istnienia (bo i tak rzeczywistość takiej osoby na drodze do wyzdrowienia jest nieustannie skoncentrowana wokół odżywiania), ale także (albo przede wszystkim!) na tym aby nauczyć się ŻYĆ. W każdym tego słowa znaczeniu. ŻYĆ, a nie skrywać ciągle za jedzeniem, wyglądem, wagą. Osoby po ED czy wychodzące z ED, próbujące żyć bez swojej choroby potrzebują pasji, zainteresowania, zajęcia, które jednak nie jest związane z jedzeniem.. (Tak uważam, pomimo tego, że często słyszy się o anorektyczkach, które po wyjściu z choroby zostały dietetyczkami albo trenerkami personalnymi. Jasne, lepsze to niż autodestrukcyjne zachowania, głodówki czy przeczyszczanie się, ale to ciągle inna odmiana ED, jakby transformacja ED). Co do prowadzenia profilu IG w moim wykonaniu, z autopsji, to tak, ja także chciałam poniekąd w ten sposób wyzdrowieć, pokazywać swoje postępy (będąc równocześnie pod opieką specjalistów, co ważne)

Wpisałam najniższą wagę, wrzuciłam zdj z najgorszego okresu choroby. (dziesięć bmi, waga "z dwójką z przodu"...) Pisałam po angielsku, bo przecież to zwiększy szansę na dotarcie do większej ilości osób.. Byłam przekonana, że to mi pomoże. Nie tylko w wyzdrowieniu, ale także w odnalezieniu.. bratnich dusz? które zrozumieją przez co przechodzę? Ostatni nawrót choroby o mało co nie skończył się dla mnie tragicznie. Wywrócił moje życie do góry nogami. Ten profil jest dla mnie takim symbolem(?) upadku(?) Nie usunę go, bo mimo wszystko jest pewną przestrogą dla mnie (i niech będzie także dla innych), a także przełamaniem tabu. Czasem, w którym pierwszy raz głośno przyznałam się, że mam ED i że to jest choroba, a nie fanaberia. Oczywiście ostatecznie najlepszym sposobem na wychodzenie z anoreksji było odcięcie się od tego środowiska i spędzanie czasu z normalnymi ludźmi w realu, którzy nie są związani z ED. Szczerze polecam to każdemu kto boryka się z zaburzeniami jedzenia. Dzięki @aniamaluje za te i inne stories. Zawsze mnie skłaniają do mniejszych lub większych refleksji. Lubię Twoje odważne wyrażanie własnego zdania. Szanuję i pozdrawiam!


Edit 01.10.18

Czuję wewnętrzną potrzebę ponownej konfrontacji z.. opublikowaniem prawdy. Nie robię tego w nowym poście, bo tytuł jest bardzo adekwatny aczkolwiek tym razem w innym wymiarze.. Czułam, że wygrywam życie, że ponadprzeciętnie pokonuję moją chroniczną anoreksję. Wielkie sukcesy powodują drastyczne upadki, nawroty. Na ogromną skalę.. Ostatni czas był trudny. Wszystko, kolejno, sukcesywnie przypominało mi te chwile agonii, które przeżywałam przed ostateczną konfrontacją ze swoim stanem zdrowia, która miała miejsce ubiegłego października.. Zostanie samej sobie, ściśnięty do granic możliwości żołądek, kompletne owładnięcie demonami. Skutki błyskawiczne. Konsekwencje nieuniknione.. Po trosze przyczynił się do tego mój udział w Przeglądzie Przedstawień Istotnych (jak przed roku, w poprzedniej edycji) "Przez dotyk" Rodzina +/_ w teatrze.. Byłam na wszystkich ośmiu spektaklach, które pomimo tego, że dotyczyły tego samego były powiązane nicią ojcostwa. Tato nie wraca, Tato ma kota, Poczytaj mi tato.. Tato (!) Tęsknię..

Wakacje w moim wydaniu generalnie rządzą się swoimi prawami. Dają pole do popisu restrykcjom.. a ja udając, że ignoruję jej kolejne ataki tak naprawdę poddawałam się jej. Kroczek po kroczku. Jak to zawsze bywało przez te wszystkie lata przeplatane remisją i nawrotami. Wróciłam na studia, bo nie widzę innej opcji. Rezygnowanie z nich na piątym roku..? To nie wchodzi w grę.. Przecież mam ambicję by je skończyć. Pamiętam jak rok temu owładnięta szeroką gamą lęków załatwiałam formalności dot.zdrowotnej przerwy.. Tak, weszłam też wczoraj na wagę, od tyłu, blind weight like I used to do.. Unikałam jej odkąd skończyłam/przerwałam leczenie w kwietniu. Czułam, że kontrola z zewnątrz  musi być, dlatego stanęłam i.. (mi zawsze wydaje się, że jest wszystko w porządku dlatego nawet nie sugerowałam się swoimi przeczuciami, że nie jest tragicznie) było całkiem na odwrót. Deja vu.. Znów przepaść i przerażająco niska liczba. Awantura i stracenie wiary ze strony najbliższej mi osoby.. Może jak będę zdana tylko na siebie odbiję się od dna i najgłębszego koszmaru tego demona..?! Ja nie tracę wiary. Nawet wtedy kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna, kiedy byłam na granicy życia i śmierci to ja.. widziałam to światełko, tą wiarę, że JA dam radę, bo zbyt wiele chcę jeszcze przeżyć.. Szkoda, że najbliżsi mają mnie za oszustkę, która mówiła, że daje radę z.. odżywianiem się. Ja naprawdę byłam o tym przekonana. Wychodzi na to, że przez ten ostatni czas ta pozorna siła i pokonywanie mojego wewnętrznego demona autodestrukcji było złudzeniem. Jednym wielkim kłamstwem. Tylko teraz uciekałam w inne rozpraszacze. Pozornie nowo odnalezione pasje. Obsesje obserwacji pewnych zjawisk. Analiz pewnych sytuacji i zachowań. Zajmowanie się kwestiami dla mojej egzystencji nieistotnymi. Obudź się, Anka z tego haju, bo może się okazać, że znów tylko Ci się wydaje. Nie wkręcaj sobie iluzji kontroli..

Od razu przypominam sobie Mac Millera, który przyznał: I hate being sober. Tak, in my case - I hate not being on hunger highMac claims that overdosing is 'just not cool' tym samym umierając w wyniku przedawkowania narkotyków.. Tak podstępne i ironiczne są uzależnienia.. W przypadku anoreksji trafnie to opisuje newscientist w artykule Starving is like ecstasy use for anorexia sufferers..

"W tym domu nie ma miejsca na anoreksję (...)" "Nie, przecież ja sobie radzę, poradziłam sobie już, w zasadzie to już mnie nie dotyczy, nie? Odcinam się, robię swoje, ale za chwilkę znów wracam, bo muszę.. Tak na moment tylko, przecież to piekło mam już za sobą.." Oczywiście. Chwila nieuwagi.. Tak bardzo słowa to jedno a czyny to drugie..

cała treść tutaj