Atak znamiennych oszustw

Kiedy próbuję nakreślić obraz borykającej się z zaburzeniami odżywiania osoby to bez zastanowienia przybieram ją w postać zdrajcy, manipulatora, oszusta, krętacza. Bezlitośnie kłamliwego stworzenia kierowanego zabójczym instynktem samozagłady. Nie jestem wyjątkiem. Zaciskałam zęby i przez pierwsze tygodnie leczenia przybrałam maskę wojowniczki. Jak robot przygotowywałam swoje skrzętnie rozpisane paliwo. Potem poczułam się owładnięta rygorem Kogoś z zewnątrz. Pomyślałam - jak to, straciłam jedyny obszar kontroli w swoim życiu? O nie, ja im pokażę.. Zmodyfikuję (czyt.obetnę ilość spożywanych pokarmów) sobie nieco ten jadłospis. Tylko troszkę. Nikt nie zauważy, że jem kilka, czy tam kilkanaście.. ee, kilkadziesiąt łyżek mniej. Jak raz ominę posiłek to przecież nic się nie stanie.. Nie jestem wyjątkiem. Powtarzam po raz kolejny. Trzeba przyznać wprost. Bez ogródek. Anoreksja zrobi wszystko żeby Cię unicestwić. Znów zaczyna od małych kroków. Tak jak na początku. Najpierw jesz zdrowo, potem eliminujesz słodycze, tłuszcze.. Z czasem może przechodzisz  na tzw.czystą miskę albo stosujesz najzdrowszą dietę świata. Hm, a może weganizm? U mnie to zawsze kończyło się na „jak najmniej”. Nieważne co. Najważniejsze żeby moje restrykcje osiągały perfekcję tzn.moje myślenie polegało na schemacie, znów powtórzę: „im mniej tym lepiej”. To była moja filozofia. Pokażę, że da się przeżyć na garstce rodzynek. Egzystencja stłumiona mgłą przeszywającego bólu wszelkich części ciała. Co z tego, ważne, że miałam swój haj.. Ekstaza śmierci. Mój organizm zjadał się dzień po dniu. Zatrzymałam to, bo zapragnęłam poczuć w końcu coś innego. Przestać być nieustannie zmęczoną cierpiętnicą, która odczuwała autodestrukcyjną przyjemność z samotorturowania się. Stało się inaczej niż tego przypuszczałam.. W momencie lepszego samopoczucia zniknęły moja tak intensywne, uwielbiane masochistyczne bóle.  Czułam się lepiej fizycznie.. Psychicznie! Dość, a co z moimi stanami lękowymi, moimi atakami złości,  nieustannym zdenerwowaniem? Poczułam pustkę. Dobrą, przyjemną melancholię. Przyszła konfrontacja z innymi problemami, których przez lat tak bardzo się obawiałam.. Byłam przerażona wizją wzięcia odpowiedzialności za swoje życie, za swoje czyny, za swoje wszech pojęte postępowanie. 

Dostaje szansę i możliwości. Jestem wdzięczna, ale towarzyszy mi nieustanny strach przed nieznanym. Przed odkryciem zdrowej strony mojej osobowości. Z odnalezieniem rzeczywistości niekreowanej przez irracjonalne wizje spełnienia ofiary. Tożsamość męczennika burzy moją spontaniczną stronę. Zdrowe odcienie mojego jestestwa niesplątanego widmem śmierci...