Proces niejednostajnie przyspieszony

Decyzja. Ulegasz starym przyzwyczajeniom czy dajesz sobie szansę na spróbowanie czegoś nowego, czegoś być może bardziej satysfakcjonującego? I dla odmiany niedestrukcyjnego? Dla mnie proces wychodzenia z zaburzeń odżywiania to poddawanie siebie próbie. Udowadnianie samej sobie, że jestem w stanie sama przełamywać swoje utarte schematy działania. Spontaniczne wyciągnięcie ręki ku nowemu. Wkraczanie na ścieżki, na które nie dawałam sobie szansy wejść. Próba odpowiedzi na pytanie „co mi dała anoreksja?” W najgłębszych okresach nawrotu odpowiedziałabym, że poczucie kontroli, poczucie, że mam swoją sferę, która zależy tylko i wyłącznie ode mnie. W końcu to ja decyduję czy jem czy nie. Tylko czy tak jest naprawdę.. To nie ja decydowałam przez te wszystkie lata. To coś krzyczało, że nie powinnam, po co jeść skoro coraz większe poczucie lekkości przynosiło mi taką satysfakcję.. Staczałam się w otchłań letargu, zmęczenia, znużenia, rezygnacji, anhedonii.. Poddanie się wyniszczaniu dawało poczucie przynależności do pewnego stanu ducha. Chciałam mieć taką swoją przestrzeń, w której się zamykałam kiedy nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Z tym, że wydawało mi się, że ona dawała mi poczucie sukcesu, a tak naprawdę po mału zabierała mi wszystko. Z każdej sfery mojego życia. Dzień po dniu, a potem miesiąc po miesiącu. Z kolei one zamieniły się w lata. Długie lata przepełnione autodestrukcyjnymi nawykami. Uzależniającymi używkami splątanymi iluzją, która w pewnym momencie się ulotniła. Zamieniła się w bezdenną otchłań bólu i paniki. Strachu przed śmiercią, który dał początek decyzji.. 
Psychiczne rany są bardzo świeże. Właśnie wspominałam siebie sprzed półtora miesiąca. Czasu decyzji w obliczu śmierci. Nie sposób zapomnieć momentu kiedy lekarz ci mówi, że w każdym momencie może się stać tragedia.. Sama wątpiłam w to czy strach mnie na tyle nie sparaliżuje, że się poddam. Nie zrobiłam tego i jestem z siebie dumna, że rozpoczęłam walkę. Piszę teraz jako osoba w pełni świadoma wykonanej przez siebie pracy. Zrobiłam to dzięki swojej woli walki, swojemu samozaparciu i swojej sile. Dla mnie realnym tego wynikiem są liczby, które zmieniają się, ale nie przychodzą wśród radosnych okrzyków, są wręcz okupione bólem i potokiem łez.. Co nie zmienia faktu, że to życie, które mogłam stracić w mgnieniu oka. Dalej mogę.. Nie chcę osiadać na laurach i pławić się w samozachwycie. Mając na uwadze fakt, że moje badania u endokrynologa nie są zbyt dobre. Tylko przywracanie organizmu do stanu równowagi jest w stanie sprawić, że odzyskam zdrowie. Niemniej jednak konfrontacja z faktami wynikającymi ze świadomości tych cyferek jest dla mnie niewyobrażalnie bolesna. Wypieram chęć poznawania ich dogłębnie. Dlaczego nie motywuje mnie to do dalszej walki..? Przecież odżywiając się pokonuję anoreksję.. Tego chciałam i tego wciąż pragnę. To jest ta decyzja, którą odwlekałam latami. Wiem, że sama robiłabym na pół gwizdka, bo mój umysł płata mi figle nieustannie powtarzając „Już starczy. Stop! Po co się dalej męczyć”. Czynię na przekór, bo każda minuta jest znacząca. Przekonuje mnie to, że już zbyt wiele czasu spędziłam na dążeniu do ideału, którego nigdy sobie nie ustaliłam. Jak można nazwać celem najmniejszą, najlżejszą postać w lustrze, która w moim odczuciu zawsze była „za duża”. Nie widziałam różnicy między mną z wagą z dwójką z przodu, a wagą z trójką z przodu. Do czwórki nawet nie dopuściłam. Nadałam wartość rzeczom, które w ostatecznym rozrachunku nie stanowią żadnego znaczenia. I tego się muszę trzymać.. Można wierzyć lub nie, ale nigdy nie czułam się bardziej smutna, samotna, beznadziejna, za duża (!) niż w momencie kiedy „osiągnęłam” najniższe bmi w życiu (w okolicach dziesięciu).. a byłam przekonana, że to jest to co daje mi takie szczęście.. Ten karykaturalny wygląd pielęgnowany przez lata. Okupiony nieustanną restrykcją żywieniową. Próbuję teraz każdego dnia znaleźć tą ekstremalną adrenalinę jaką dawała mi głodowa ekstaza skutkująca coraz mniejszym, coraz bardziej wychudzonym ciałem. To proces, którego nie przyspieszę.. Jest on wykańczający, ale dający mi siłę, której nigdy wcześniej nie poczułam. To ta energia, która daje mi wiarę w siebie. Poczucie, że mogę zrobić wszystko o czym sobie zamarzę. Tylko w momencie kiedy pokonam wewnętrzne demony i wejdę na drogę życia bez anoreksji. Bez jej jakichkolwiek odłamów czy cieni..