Zuchwale żąda(ła)m wręcz od losu pokłonu sprzyjających okoliczności, a konsekwentnie im się sprzeciwia(ła)m, wzbrania(ła)m się.. Co prawda powody nie zawsze (były) jednoznaczne, aczkolwiek główny mianownik (był) zazwyczaj niezmienny. Pewnie, najlepiej (było) zakopać się w szczelnej skorupce w żelaznym swetrzysku absurdów utkanym w niemiłosiernie mocnym splocie sześcioletniego uzależnienia od kontroli.
Od dziś jeszcze mocniej, realniej zaczynam wierzyć w siłę pozytywnych wibracji podsycających realny przebieg wydarzeń majacych naprawdę rzeczywisty wpływ na codzienność!Osobiste aspiracje i silnie przesycone wizje pragnień nabierają coraz wyraźniejszy kształt. Intensywnie bywa, ze bardziej o charakterze syzyfowym chcę wyrwać się z rzeczywistości fałszu przesiąkniętym pogonią za tym, co zewnętrzne, przyziemne.
Gdyby móc tak wyjechać, (uciec?) podróżować, przeżywać każdą daną mi minutę życia w sposób intensywny, chwytać dzień i czerpać z niego jak najwięcej, wyciskać jak cytrynę. Jestem odważna i nie boję się wyzwań, nie boję się nowych ludzi, emocji, bodźców czy okoliczności. Dam radę to przezwyciężyć!
Momenty, w których uświadamiam sobie aktualny marazm sytuacyjny mojej rzeczywistości staje się dla mnie udręką, której nie sposób przepędzić. Wydarzenia mijającego roku są pożywką dla moich wyrzutów sumienia bezposrednie dotyczacych niewykorzystania Tej Chwili..
Byc moze teraz jestem mądrzejsza o błedy minionego czasu.
Czuję i muszę o tym mówić otwarcie, bo napastujące mnie myśli o publikacji stają się nieznośne, nieposkromione. Nie oszukam swojego przeczucia. Czy moja tak rozciagnietav w czasie stagnacja to objaw niepohamowanego uwielbiania do wykreowanego kultu chudości czy wewnętrzny, głębszy problem jedynie tłumiony przez podtrzymywanie bieżącego stanu rzeczy. Tylko sęk w tym, że jest mi z tym.. dobrze, bezpiecznie, spokojnie, harmonijnie? Przyzwyczaiłam sie, pogodziłam z tym. Bywa różnie, ale wciąż zaciskam zęby, wierząc w głębszy sens. Kim jestem z maską? Kim bez niej?
Mimo tego, ostatnimi czasy zaczyna mi przeszkadzać ta pustka przychodząca po najintensywniejszej fali kojących (iluzjonistycznych) wizji..
Czas jest nieubłagany, a ja czuję się więźniem (?!) Wypieram ze świadomości obraz siebie jako niewolnika Być może to tylko autobilans, który w rzeczywitości nie jest aż tak rygorystycznie boleśnie przygnębiający i dewastujący resztki mojej godności jako człowieka.. ale jak mam potulnie i łagodnie to określać skoro od pięciu (dobra, sześciu) lat zanikł mi okres, a to jest namacalna oznaka mojego intensywnego zachwiania równowagi, zaburzenia porządku. Jak to jest? Pamiętam jeszcze? przez nieustanne dążenie do wzorca wykreowanego tylko i wyłącznie w mojej głowie! Może także przez moją nieodporność na presję? Czy istnieje granica? Czym ona jest? Gdzie? Tak, napisz to otwarcie, ukrywanie i dławienie emocji od długich lat masz już opanowane do perfekcji. Mimo, że to osobiste, nie wstydzę się konsekwencji z którymi przyszło mi sie zmierzyc. Dlaczego mam z tego robic tabu ?!
Jestem człowiekiem, a próbuję się wyzbyć ludzkich rytuałów. Po co? Ten Głos, (z wielkiej litery, tak.. bo To najważniejsze. Gdzie są priorytety? Czy Głos to upersonifikowana wyrocznia, za którą ślepo podążam?) pewien osadzony w rozjuszonym wnętrzu bodziec, który zapuścił swe korzenie i się rozrasta.. To ja na to pozwoliłam. Wypielęgnowałam bestię, pasożyta żerującego na moim życiu, szczęściu i marzeniach. Zniewala moje aspiracje, wszelkie plany, przynosząc zawroty głowy, spadek energii, senności i zmęczenie. Co ja z tym robię? Paradoksalnie podsycam bestię, wypełniając codzienny grafik redukcyjnymi, restrukcyjnymi uzależnieniami.. Dokąd zmierzam.. Pytanie retoryczne, pozostające bez odpowiedzi już tak długi czas. Niby snuję dziennikarski zamysł, ale w istocie jest on iluzją zawieszoną nad moją pogwałconą percepcją.
Od tak dawna chciałam/chcę, i to bardzo, podzielić się z Tobą moimi przeżyciami, które spisywane przez kilka ostatnich miesięcy zajmują x-dzieści stron w notatniku.. Nie zliczając tych, wrzucanych do szuflady od dłuugich lat, bo podświadomie mam wrażenie, że to będzie dla mnie swoiste katharsis, rozluźnienie łańcuchów anonimowości pragnień, doznań i emocji..
Już od ponad roku bardzo regularnie rozmyślałam o tym, aby dzielić się tymi splątanymi, często chaotycznymi i niespójnymi myślami. Wszystko jest ułożone tak, jak czuję, nic nie jest przypadkowe, mimo, że mogłoby się wydawać, iż piszę je będąc kompletnie roztargniona, nieskupiona. Nieścisłości i niedopowiedzenia są elementami mnie, moich uczuć. Ten koncept składa się w jedną całość bezwzględu na wszechpostrzegane i akceptowalne aktualnie zasady logiki zwartości wyrazowej. Tak, chaos, mętlik i konfuzja wpisana we mnie jest, ot co.
Po co kryć się i dławić przez ciągłe podtrzymywanie stanu niewypowiedzenia.Dziś symbolicznie. Mogłabym się rozpisać..
ale intryga i niedosyt oczekiwania wzbudza pożądaną przez codzienność adrenalinę. To jest to.
Tak wielu z nas usilnie wzbrania się przed swoją potrzebą bliskości z obawy przed odrzuceniem. If you never try - you will never know (tak?)
PS: Do skumulowanego impulsu przyczyniła się Kasia Kw., Karolina M., Monika G., Marta R., Agnieszka R., Maja B., i bardziej lub mniej świadomie Magda Z., Michasia Sa., Paulina Wr., Paula G., Karolina Prz. Dziękuję!