Mentalny potrzask


Jak to jest, że pomimo tego, że ostatnio mam ochotę wyć z bezradności co do mojej przyszłości mimo wszystko zachowuję wewnętrzny.. spokój i pozytywne nastawianie? Bo chcę! Marudzenie i użalanie się nad sobą nic nie da.. a tylko wpędzi w jeszcze większy mentalny potrzask.

Przegadałyśmy z mamą pół nocy. Spontanicznie, tak o wszystkim. A zaczęło się od mojego zagajenia o jej przyszłość bez nas.. Czy nie chciałaby sobie kogoś znaleźć, może przez Internet. Skwitowała to oczywiście swoim mechanizmem obronnym „ale to Ty bardziej powinnaś sobie kogoś znaleźć..“ i wypowiedziane już o wiele póżniej słowa „uciekasz od ludzi“. Ma rację.. Mimo, że tak trudno mi się do tego przyznać, zaprzeczam temu. Całe trzy miesiące spędziłam tak naprawdę izolując się. Tak, nie bójmy się prawdy. Znów skupiłam się na.. sobie. Swoim zaburzeniu, odchyłowi jedzeniowemu. Kontroli jedzenia, ćwiczeniom, spacerom. Dziś przeszłam 15 jutro 25 km. Wiadomo dlaczego. Musiałam (nie chciałam) spalić to, co zjadłam. Najbardziej zadziwiające jest to, że kiedy mama rozmawiała o mnie z M. to on mnie bronił! Myśli, że wszystko ze mną w jak najlepszym porządku. Tłumaczył mnie przed mamą (opowieść z jej raportu), że „nie każdy musi latać co weekend na imprezę. Ania taka nie jest“ i „wiesz jaką ona ma wiedzę, jak świetnie pisze, jakie ma obeznanie w tym/tamtym“. Zamurowało mnie jak to usłyszałam. To takie miłe i pokrzepiające. Aż nie potrafię wyrazić jak bardzo.

Dalej zastanawiam się jak to będzie z moimi dojazdami na uczelnię. Niby już postanowiłam, że tak jak w drugim semestrze będę dojeżdżała z domu pociągiem, ale.. tak naprawdę tego nie chcę. To nie jest kwestia wygody, tylko życia.. Jednocześnie nie chcę też wracać do akademika, te dojazdy stamtąd są podobnie czasochłonne, z tym, że dodatkowo muszę płacić za nocleg i mieszkać w pokoju z nieznajomą osobą. Niby mama powiedziała, że mogę sobie wziąć „jedynkę“, ale.. jak ona to sobie wyobraża? Około czterysta złotych za samo moje mieszkanie, a co z opłaceniem biletów, dojazdami do domu co tydzień lub dwa.. To jest dwukrotność lub nawet trzykrotność dojazdów pociągiem. Jestem skąpa, wszystko dokładnie przeliczam, bo nie chcę być zbyt dużym obciążeniem! I tak „wygarnęła mi“, że nic nie robiłam w wakacje. Zakłuło, ale prawda boli. Po raz kolejny skupiłam się na sferze ed. Jak się od tego odkleić kiedy rygorystyczna kontrola jest nieodłącznym elementem mojego życia..?

Pojawiły się nawet moje obawy dotyczące samych studiów w Katowicach. Mam wrażenie, że tam mnie nic nie czeka.. Marzę o wyjezdzie do większego miasta, do Krakowa, Warszawy. Od zawsze o tym po cichu marzyłam i wciąż marzę. Jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, że byłabym zdana zupełnie na samą siebie, zaczynając od nowa, od kompletnego zera. Tutaj, na swoich studiach mam wypracowaną pozycję, znam już tych ludzi, czuję się wśród nich w miarę swobodnie.. Comfort zone? Zacięłam się w swoim poplątaniu.

Skorupka przyzwyczajeń


Zastanawiam się jak to jest na chwilę się zapomnieć.. Wypuścić się ze smyczy przyzwyczajeń i uzależnień od kontroli. Od postrzegania wszystko przez pryzmat kalki zaburzonego obrazu własnego siebie. Przestać się porównywać, analizować. Żyć spotkaniami z przyjaciółmi czy muzyką, koncertami czy pasją odmienną niż ta skupiająca się na sobie. Tak egoistycznie kroczyć każdego dnia.. Czuję, że całą swoją energię inwestuję w siebie. Jak to jest dzielić z kimś dobę, mieszkanie.. w ogóle życie? Słyszałam, że dziecko wszystko zmienia.. ale co jeśli ja nie będę mogła mieć własnego? Jak to jest mieć okres i biust? Spokojne nerwy, zasypianie bez gorączkowego sprawdzania bicia swojego zszarganego serca? Jak to jest nie myśleć po jedzeniu o tym jak tu je spalić..

Tkwię w swojej skorupce przyzwyczajeń. Cały czas chcę utrzymać swoje ciało i umysł na etapie małej dziewczynki.. Nie bójmy się tego określenia. Sam fakt, że tak strasznie boję się przytyć ponad te około trzydzieści sześć kilo. Utrzymują mi się wszystkie główne objawy any, a ja dalej w nich tkwię.. Odmawiam utrzymania wagi ciała ponad minimalną dla danej grupy wiekowej. Eskalacja lęku przed wzrostem wagi albo staniem się grubym.. Brak kolejno przynajmniej trzech menstruacji.. Nieadekwatne postrzeganie obrazu własnego ciała, podczas gdy w rzeczywistości osoba taka ma znaczną niedowagę..

Po co to napisałam? Może żeby sobie po raz kolejny uświadomić, że to, co robię, jak funkcjonuję i zachowuję się nie jest normalne? 

Podczas tych wakacji zawsze po śniadaniu składającym się z kęsów „tego i tamtego“, które codziennie musi mieć podobną, niską kaloryczność idę na długi spacer, zazwyczaj około 8-10 km.. Nie jem po południu i wieczorem. Męczy mnie to.. Założyłam też i prowadzę folder ze zdj, w którym wrzucam screeny i motywujące mnie do zdrowienia teksty z różnych zrodłem m.in blogow. Na YT utworzylam playliste, na ktorej blogerzy mowią swoja wage i wzrost zebym sobie uswiadomila ile normalnie waza ludzie w moim wieku i okolo, zeby poczuc sie lepiej, ze jestem jedna z najchudszych. Czytam angielskie blogi pro recovery, rozne publikacje pomagajace mi naprowadzic sie na wlasciwe tory. Chce byc zdrowa i nie myslec ciagle o wygladzie! Nie chce tych przewalajacych sie przed oczami cyferek na wadze, obrazow ze szpitala, obrazow wychudzonych postaci, kosci, zapadnietych policzkow, wspomnien siebie z najchudszego okresu, tabeli kalorycznych, porownywania swoich jadlospisow z innymi ludzmi, liczenia kalorii z kazdego kęsa, mysleniu o spalaniu kalorii. Czy za duzo zjadlam? A może za malo? Czy zdrowo czy nie? Czy sie zmienilam przez ostatni miesiac? Aaa pomocy!

Może jak zacznie sie kolejny rok akademicki to to się uspokoi, bo w końcu zajmę się czymś konkretnym. Oby. Marzę o swoim własnym świecie spełnionym bez ed. Będę rozwijać swoje pasje, pisanie, wszelkie odłamy zapędów dziennikarskich, zainteresowania blogosferą.. Dam radę, nie dam się stłamsić. Dopóki walczę, jestem zwycięzcą. Jestem silna i znajdę swoje szczęście.