Im dłużej zastanawiałam się jak ująć w słowa ostatnie zdarzenia tym bardziej się waham czy świadoma publikacja moich wciąż cicho skrywanych marzeń przyniesie więcej dobrego niż złego. Od lat jak mantrę powtarzałam sobie, że kiedy wypędzę tego demona autodestrukcji z mojej głowy, który każe mi się głodzić znajdę sposób na to aby swój ból i swoistą drogę przez mękę wykorzystać w pozytywny sposób. [Tylko jak miałam być wiarygodna skoro nieustannie wracałam na ścieżkę autodestrukcji..? Skoro tak nienawidziłam i kochałam to równocześnie.. Z jednej strony czułam dumę „jak można tyle lat znosić te katusze i nie popaść w paranoję” (niedożywienie sprawia, że człowiek nie jest sobą. Czy tego chcesz czy nie organizmu nie oszukasz i pomimo tego, że tak bardzo starasz się dopiąć jakąś sprawę do końca, wykonać należycie zadaną pracę nie jesteś w stanie tego zrobić z czysto fizjologicznych kwestii tj.nieustanne poddenerwowanie, irytacja, lęk, strach przed sam nie wiesz czym! Obłęd i piekło na ziemi) a z drugiej strony wiedziałam, że jestem po prostu słabą jednostką poddającą się anoreksji.. Pomimo tej świadomości moje długoletnie zakotwiczenie w manii restrykcji żywieniowych działało jak najlepszy na świecie narkotyk, którego nie chciałam odstawić]. Cóż mam na myśli planując przekuć chorobę w coś.. dobrego? Za wcześnie by o tym mówić i zdradzać szczegóły, ale wiem, że nie chcę popaść w zapomnienie w sferze zaburzeń odżywiania, bo to za bardzo tabularyzowany temat. Nieustannie spychany na margines. Najbardziej wstydliwy i lekceważony, spłycany, niezrozumiany. Wierzę i trwam w postanowieniu odzyskania siebie, odrzucenia płaszczyka anoreksji, który iluzorycznie daje mi poczucie kontroli.. Zabiera wszystko i będę to powtarzać jak mantrę każdemu, kto ślepo wierzy, że nieustanne dążenie do perfekcji „w końcu się opłaci”. Rozczaruję Cię - ten moment nigdy nie nadejdzie. Anoreksja nigdy nie ma dość. Jestem wściekła na tego podłego demona! Przekuję ten gniew w ducha walki. Trwaj. Decyzja, Ania...