Rozwarstwiająca kumulacja spiętrzonych myśli


Spiętrzenie sprzecznych myśli kumuluje się we mnie, rozwarstwiając na wszelkie zakamarki mojego ciała, percepcji, postrzegania i odczuwania.
Pierwszy miesiąc studenckiego życia mam już za sobą. Skutecznie zagłuszam i miażdżę autodestrukcję trwale we mnie zadomowioną. Walczę z tym, bo nie chcę stać w miejscu całe życie. Mam wrażenie, że los mi sprzyja i dawkuje wrażeń.

Ostatnio, podczas pociągowej poniedziałkowej podróży do Katowic zaczepił mnie pewien aktor z Warszawy, który uczył się roli Romea do sztuki Romeo i Julia. Na końcu poprosił o mój numer telefonu, który to mu podałam. Napisał wczoraj, że mnie pozdrawia.. Szkoda tylko, że nie jest w moim typie. Żałuję, ale nie będę mu robiła złudnych nadziei. Być może jestem zbyt wymagająca i czekając na Tego Jedynego doczekam się siwych włosów?
Często myślę o A., który pod względem charakteru wydaje się wręcz idealny. Widać, że jest porządny, inteligentny, ma świetne poczucie humoru, co dało się bliżej poznać podczas naszych niemalże codziennych październikowych spotkań z nim oraz A. i B.

W zeszłą środę (w którą także zgubiłam ipoda z Apple’owskimi słuchawkami.. co za pech!), w dniu jego urodzin przyjechała do niego (nie) dziewczyna (raz są razem, raz nie, trudno jednoznacznie określić) z którą czule obcował podczas autobusowej przejażdżki ze stacji Dworzec na Ligotę - akademiki. Jednocześnie regularnie odwracał się do mnie o posyłał urocze uśmieszki. Ok, zapewne to tylko koleżeńska sympatia, ale ja niejednoznacznie to odebrałam. Czy każdy facet tak bawi się uczuciami kobiet? 

Nawiązując do płci przeciwnej, na Katowickich ulicach i w środkach komunikacji miejskiej bardzo często spotykam niesamowicie pociągających wizualnie ludzi. Szkoda tylko, że połowa z nich jest zajęta, a druga połowa zapewne gejami. Tak, nie ma to jak pozytywne myślenie. (Od razu przypomina mi się B., który w wakacje zaprosił mnie na piwo, a ja głupio zmyśliłam, że mnie nie ma w mieście. Trochę żałuję, ale z drugiej strony, on ma chłopaka! Po co miałabym ‚przez przypadek‘ się w nim zadłużyć jeszcze mocniej)
Jestem tak wdzięczna za B., dziewczynę, którą poznałam na forum, a potem w akademiku. Okazała się nawet fajniejsza niż przez Internet, to niesamowite. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki? Koleżanki? Jesteśmy blisko, jest osobą, z którą spędzam najwięcej czasu w Katowicach. Jesteśmy ze sobą nieustannie. Razem jedziemy na uczelnie i spędzamy czas na zajęciach, potem razem się kręcimy po mieście, wracamy razem do akademika i spędzamy wspólnie po południa i wieczory. I nie mamy siebie dość! Ale dobrze, że chociaż wyjeżdżamy do swoich domów na weekendy. Obawiam się, że gdybyśmy spędzały jeszcze soboty i niedziele razem to mogłoby się to wcześniej czy później źle skończyć. Zmęczenie materiału by nas dobiło. Jest dla mnie taka ważna.. Znamy się tak naprawdę miesiąc z małym hakiem, a mam wrażenie jakby to była znajomość co najmniej taka, jak ja z P. (z którą się nie widziałam od lipca.. zadzwoniłam do niej w połowie października, w dniu jej imienin, ale jak zaczęłam mówić szybko powiedziała, że przeprasza, ale nie może rozmawiać, bo są u niej rodzice. Poprosiłam ją żeby puściła mi strzałkę jak będzie mogła spokojnie ze mną porozmawiać, ale niestety od tamtego czasu w ogóle się nie odezwała. Mimo tego, nie mam jej tego za złe. Doskonale pamiętam, że kiedy ja byłam w Sosnowcu, nie widziałyśmy się około pięć miesięcy, a jak zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać, wcale nie zauważyłyśmy minionego czasu).

Dni mijają niepostrzeżenie, ale ja czuję że jest lepiej niż było. Zdecydowanie. Pod każdym względem. I mimo, że zazwyczaj trudno mi się z tym pogodzić (regularnie, stopniowo opuszczam autodestrukcyjno-głodowy pęd, co mnie przeraża, bo przywykłam do katorżniczego, odmawiającego sobie stylu życia) wiem, że chcę i muszę pozwolić odejść, przeminąć pewnym aspektom wrytym w moją podświadomość...