Walka w amoku przerażenia


Jestem z siebie dumna. Mimo wszystko. Przełamuję się, po mału wychodząc z bezpiecznej strefy komfortu. Coraz bardziej. Coraz mocniej. Widzę, głównie po nogach, że waga nie stoi na drastycznie niskim poziomie.. Widzę to i paradoksalnie daje mi to spokój. Spokój, że nie wyniszczam się, nie katuję.. bo to, co robiłam będąc w akademiku to jakaś abstrakcja. Kompletna paranoja. Głodówki na najwyższym poziomie.. ale nie chcę do tego wracać. Skupiam się na tym, bo nie mam póki co na niczym innym.. Przed wczoraj miałam ogromny napad lęku, niepokoju, strachu o swoje życie. Wieczorem 2 lipca. Mama wtedy wyszła z Panią Kasią na spacer, a ja zostałam sama. Jak z resztą przez większość czasu. Miałam bardzo zimne i niespokojne ręce. Czułam nieustanny ból w klatce piersiowej, głównie po prawej stronie, ból karku.. Naczytałam się w Internecie o stanie przedzawałowym, o ataku serca i straszliwie się przeraziłam.. a w myślach obwiniałam siebie za to „jaka to ja głupia jestem“ że tak długo głodowałam. Nigdy nie nazywałam tego w ten sposób. Byłam jak w jakimś amoku.. Jak można jeść raz dziennie i to tylko gotowane warzywka z domieszka otrebow, ktore obniżają wchlanianie wiatamin i mineralow?! Co ja sobie myślałam?! Dobrze, że się ogarnęłam. Powtórzę raz jeszcze – jestem z siebie dumna. Niewiele potrafi samemu zacząć. Bez pomocy lekarza. Wracając do tamtego wieczoru – wzięłam krople Mentowal, przepisane od dr Popielarza w marcu. Biorę je regularnie od marca kiedy miewam takie stany. W akademiku też to często robiłam. (kiedy budzilam sie w nocy z glodu i nie wiedzialam co ze soba zrobic.. Chodzilam po pokoju i sfrustrowana powtarzalam w myslach „Co ja mam robic, co mam robic?! Pomocy!“) Na zmianę z kroplami żołądkowymi.. ale te zaś na ból z głodu. Raz jeszcze – co ja sobie wtedy myslałam?! Jak bardzo zaślepiła mnie ta choroba. (Tak. I tu kolejne przyznanie się. To jest choroba. Jestem chora. I się nie leczę.) 

Tego wieczoru nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.. Tak bardzo sie przerazilam, ze zaczęłam się modlić. Mama przyszła, ale udawałam, że nic się nie wielkiego nie stało i juz jest lepiej.. Położyłam się u siebie, kontynuowałam modlitwę. Zasnęłam! Po mimo pełni księżyca, która zawsze powoduje, że nie śpię. Boże, istniejesz.. Ufam i wierzę.

Wczoraj poszłam do kardiologa. Nieustanne lęki, ataki paniki, budzenie się w nocy, ciągły stres. Tak nie mogę żyć. Wcześniej udało mi się „ustawić“ fryzjerkę (podcięcie końcówek o ładne 10, a może nawet 15 cm) a potem kosmetyczkę (regulacja brwi). Trochę mnie to rozluzniło. Po południu udałam się do tego lekarza, a ten z marszu wyskoczył z tekstem „O jeju, czy Pani od zawsze jest taka chuda?!“ A ja na to, że to dość trudne pytanie, bo.. od dawna, bo chorowałam na anoreksję, byłam w osrodku.. Od razu odp – „ale teraz jest wszystko w porządku?“ Na to ja, że trudno określić.. „Raz jest lepiej, raz gorzej“. Dalej zaczęłam opisywać moje objawy. Te bóle, te lęki. Zaczęłam się bardzo denerwować. On od razu stwierdził, że mam nerwicę i depresję.. Polecil lekarzy z Egomedica – centrum leczenia nerwic, na Wrzosowiaku, niedaleko przychodni. (Orientowalam sie cenowo – 60-100 zl za wizyte. Nie, dziekuje). Nastepnie zbadał mi serce. Powiedział, że mam „serce jak dzwon“ (zdrowe na sto procent). Problemów somatycznych serca brak. Rany, co za ulga! Przepisał mi „lekkie“ – jak to on określił leki antydepresyjne, uspokajające. Naczytałam się w Internecie mnóstwo negatywnych komentarzy, ale wiadomo, Internet „żadzi“ się wlasnymi prawami. Mnostwo w nim sfrustrowanych ludzi probujacych dac upust swoim zlym emocjom. Czest to, co pisza mija sie z prawda. Zalecil brac dwa razy dziennie. Tak tez zrobilam. I wczoraj spalam od popoludnia do dzisiaj czwartej rano.. wiec zadzialal, jak widac. Szkoda tylko, że czuję się trochę przymulona, otrępiona i ocięzala.. Musze mu to powiedziec jak tam pojde za ok dziesiec dni. (zalecil ponowna wizyte po tym, jak sie skoncza tabletki. Tych jest 20 w opakowaniu, wiec starczy na dziesiec dni). 

Naprawdę chcę żeby moje życie tak wyglądało? Emerytka gadająca o lekach i bolach? Dobrze, ze przynajmniej sie nie glodze.. Nie chce. Nie chce tak sie niszczyc! Jestem silna i dam rade. Przezwyciężę tą chorobę. Kolezanka mamy z pracy tak sie „zalatwila“ odchudzaniem, ze caly czas lezy w depresji w lozku, odprowadzaja jej plyn z osierdzia.. ale ona to jadla w kolko to samo i bardzo ubogo kalorycznie. Wspolczuje jej.. Anoreksja tak bardzo ja zaslepila. Tak bardzo zniszczyla jej mozg i racjonalne myslenie. Powtorze raz jeszcze – jestem z siebie dumna! Jem roznorodnie, duzo zdrowych rzeczy, glownie warzyw. Zaczelam jesc mieso, pieczywo, zbozowe produkty, nabial. Roznorodnosc. Tego potrzebuje moj organizm. Jest mlody i znow bedzie silny. Przeciez mam motywacje! Chce zeby ludzie postrzegali mnie jako szczesliwa, radosna osobe, ktora spelnia swoje marzenia, o ktorych tak czesto zawsze wspominala. Dziennikarstwo, aktywne zycie podroznika. Ania, przeciez musisz byc zdrowa zeby to stalo sie rzeczywistoscia. Poza tym jedzac w miare normalnie funkcjonuje calkiem inaczej. Mam siłę – to po pierwsze. Nie mam ciągłego wrazenia, ze cos mi sie moze stac, przez to, ze jem za malo. Chociaz, nie chce sie chwalic zbytnio, poki co.. Nie ważę się, nie wiem ile i czy w ogole przytylam.. ale czuje troche po ubraniach, po dotykaniu siebie, po stanie swoich rąk, po nogach najbardziej. Dobra, co ja wyprawiam?! Ciagle skupianie sie na sobie, ciagly egoizm. Michal upiekl pizze to nawet nie sprobowalam. To jest moje zwycieztwo? 

Dobrze, ze nie odmowilam mamie pojscia do kawiarni na lody. To znaczy ja lodow nie jadlam, ale zamowilam kolorowego drinka. Nie odmowilam – sukces. Nastepnym razem bedzie wiekszy ;) Poza tym przelamalam sie na tak wiele.. Poki co glownie mam na mysli sfere jedzenia.. ale od czegos trzeba zacząć. Tak bardzo się przemoglam.. Tak bardzo walczę. Czuję to. Nie poddaje sie. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Nie czuje sie przegrana.