Ostatnio skończyłam jakże lotnym „Raz się żyje..!“. (to już dwa miesiące minęły od poprzedniego wpisu?!) Tak, trochę się dostosowałam temu zacnemu powiedzeniu. Podporządkowałam się potrzebom mojego ciała i teraz czuję obciskające mnie zewsząd spodnie i bluzkę. Nieustannie wzdęty brzuch, którego nie mogę się pozbyć.. Boli, jest twardy. Na pewno dlatego, że zaczęłam jeść po prostu kiedy chcę i co chcę. Znów kusi mnie żeby obsesyjnie zapisać co i kiedy zjadłam, ale wiem, że to droga do nikąd.. Nie robię tego od 2 września. Odkąd K. (mój coach, dobra znajoma..) powiedziała żebym codziennie zapisała co mnie dobrego spotkała zamiast tego, co zjadłam. Nie zapisuje codziennie „co dobrego mnie spotkało“, ale zaprzestałam zapisywać co jem. Orientacyjnie liczę kalorie i czuję się ciągle ociężała. Kości biodrowe nie sterczą, plecy powracają do normalności.. Powinnam się cieszyć, co? Chcę mieć normalne życie, nie chcę być przecież wytykana palcami ze względu na chudość. To powoli już przechodzi w zapomnienie.. Jeszcze 1 listopada ciocia chciała mnie zawozić do szpitala do Warszawy, a na Wigilii nawet słówkiem o tym nie pisnęła.
Przecież chciałam i dalej chcę mieć biodra, tyłek i biust! To nie będzie proste ze względu na te przerażająco bolesne ataki wyrzutów sumienia. Dlaczego je mam? Bo się odżywiam? Bo mam ochotę na to – jem, mam ochotę na tamto – wezmę plasterek? A nie zapycham się otrębami z wodą.. Tak, wtedy czułam się szczęśliwa, tak? Uspokój się, proszę.
Wymyśliłam sobie nowe strategie radzenia sobie „z tymi myślami“, a mianowicie.. Pierwsza z nich to: Kiedy przypadkiem „za bardzo się powiększę“ (unikam słów tj. przytyje, roztyje. Przerażają mnie nieustannie) to zacznę publikować moją metamorfozę.. że niby specjalnie tak chciałam „wrócić do zdrowia“ i że jestem z siebie dumna. Tak naprawdę, w głębi duszy chcę być zdrowa tak na 100% a nie połowicznie, ale ta część krzycząca „Nie jedz! Chudnij!“ jest tak silna, że bardzo często ją uciszyć. Po co masz chudnąć, zastanów się, kobieto – mówi rozsądek. Robię kawę z mlekiem.. I idę po banana do kuchni.. bo przecież mam na niego taką ochotę. Dlaczego mam sobie odmawiać pożywienia? Tym bardziej jeśli nie jest to akt objadania się, tylko reagowanie na sygnał głodu płynący z mojego organizmu.. Dużo chodzę (w pierwszy dzień świąt miałam rano po zjedzeniu X miałam tak ogromne wyrzuty, że o szóstej rano „spacerowałam“ do 11:30 robiąc tym samym 20 km) aby się odstresować, ale głownie po to, nie oszukujmy się, żeby spalić jakąś część kalorii, którą przyswoiłam.
Drugą strategią jest myślenie z serii: „Dobra, jak mi przybędzie tu i tam, przypadkiem osiągnę normalny wygląd, wagę to będę pomagała takim dziewczynom z ed i na tym zarabiała, bo wiedzę teoretyczną mam, jak najbardziej. Teraz nie mogę tego robić, bo byłabym nieautentyczną hipokrytką. Dlaczego? Wciąż mam skrajną niedowagę. Poniżej piętnastu bmi.“
Trzecią (chociaż mało prawdopodobną) byłoby po prostu zaakceptowanie siebie z dodatkowymi kg i szerzenie hasła, światopoglądu „kochanego ciałka nigdy za wiele“ (hasztag plussizebeauty).
Przecież zawsze będzie ktoś chudszy, bardziej chory niż ja.. Pociesza mnie (wiem, to straszne), że leczenie specjalistyczne ED w ośrodku w PL kosztuje 10 tysięcy zł! (Ceny dochodzą nawet do 30 tysięcy). Dobrze, że nie jestem „aż tak chora“. Oby to nigdy się nie zmieniło. Daje rade, walczę. Nie poddaje się, chociaż jest bardzo, bardzo trudno.
Czwartą (równie nieprawdopodobną jak trzecia) jest zostanie imprezowiczką numer jeden tzn upijanie się do nieprzytomności, aby nie myśleć jak mi zle i jak bardzo sobie nie radze, jak bardzo siebie nie akceptuje. Przecież jeszcze pare miesięcy temu o godz.20 byłam tak zmęczona, zła i głodna, że szłam spać, a w tym momencie jeszcze o 2 w nocy mam energię i czytam, przeglądam strony, rozmawiam np. z M. To jest warte tych kg? (Dalej nie wiem ile ważę, ale ubrania też potrafią wiele „powiedzieć“).
Poza tym, jakby mi się tak naprawdę udało to.. odzyskałabym okres, byłabym w końcu fizycznie zdrowa.. Przecież nie jedząc, głodząc się szkodzę nie tylko swojemu umysłowi, który jest tak bardzo wówczas zafiksowany na jednym (ciągłe, natrętne myślenie o jedzeniu i tylko o nim) ale przede wszystkim ciału, które zaczyna zjadać samo siebie. Poza tym stan mojej skóry podczas dobrego odżywiania jest wręcz rewelacyjny..
Odchodząc od mojego głownego wątku rozkmin to.. Hmm, istotnym i wartościowym dla mnie spotkaniem okazało się to całkiem przypadkowe i niespodziewane w pociągu. F. Osoba, z którą ostatnio się widziałam bodajrze w 2012 roku u M., w jej mieszkaniu w K. Porozmawialiśmy całą drogę powrotną (a potem odprowadził mnie z Dworca PKP Raków aż pod sam dom) o.. w zasadzie o wszystkim. O naszych chorych rozkminach, o filozofii, życiu, sensie, bezsensie.. Do teraz regularnie piszemy na facebooku. Nie wiem czy coś z tego będzie, nie zanosi się na to.. Ze względu na to, że ja nic do niego nie czuję. Ech, to nie jest to. Chyba nie jestem aż tak zdesperowana.. Chociaż miłe były jego słowa (po tym jak żaliłam się, że „nie chcę skończyć na kasie“): „Jesteś za piękna na pracę na kasie“. Hej, nie ubliżając nikomu!
W końcu nawiązałam większy dialog z K. Kocham ją jak siostre i bardzo tęskniłam od naszej ostatniej rozmowy (bodajze wakacje 2012?) Te rozmowy są dla mnie takie ważne, że je gdzieś skopiuję do oddzielnego dokumentu, żeby przypadkiem nie zginęły.
I oczywiście były Święta! Były, minęły. Były fantastycznie rodzinne i ciepłe. Po Wigilii śpiewaliśmy kolendy, bardzo dużo rozmawialiśmy. Poszliśmy spać z O. o szóstej rano :D To było takie prawdziwe, takie dla mnie ważne i pomocne..
A po Świętach byłam z babcią na spektaklu w teatrze na „Ostrej jeździe“. Poza tym, że sztuka naprawdę udana (fabuła: Co się dzieję kiedy tracimy pracę? Szukamy nowej! Ale droga, którą przemierzamy, aby zdobyć wymarzone stanowisko może być długa i wyboista, a i poszukiwania mozolne. Co robią bohaterowie „Ostrej jazdy”, którzy z dnia na dzień utracili pracę? Postanawiają iść na skróty. Nie chcą walczyć o nową posadę i czekać miesiącami na zatrudnienie. Sami wymyślają sobie zajęcie! Wpadają na karkołomny i dosyć niebezpieczny pomysł – postanawiają zrealizować… film erotyczny. Wszystko wydaje się proste: trzeba tylko zatrudnić odpowiednich „aktorów” i ruszyć z produkcją, która przysporzy im mnóstwo pieniędzy! Wszystko zaplanowane jest w szczegółach…ale jak to w farsach bywa, sytuacja szybko wymyka się spod kontroli i bardzo komplikuje. A to z kolei powoduje mnóstwo śmiesznych sytuacji i zabawnych qui pro quo.) i wciągająca to głownie uderzyły mnie moje refleksje, które regularnie pojawiały się podczas występu.. a mianowicie myśli: „Ludzie mają talent, pasję, którą rozwijają.. A ja? Co robiłam/robię ze swoim życiem? Tracę energię na bezużyteczne dążenie do perfekcji, która nie istnieje.. która tak bardzo jest dla mnie destrukcyjna.. która tak bardzo zatruwa mi życie.. Odbiera radość życia. Nie chcę tak!“
Mam tyle planów i myśli w głowie. Ciągle chcę założyć tą „własną platformę z tłumaczeniami tekstów dot. ed“. Rozważałam też założenia bloga o całkiem innej, bardziej nowo medialnej tematyce, a mianowicie ‚screensspeak“ – aktualizacje snapchatowe (wstawianie zrzutów ekranu) sławnych, popularnych ludzi z zakresu show-biznesu, Youtube itp.
Poza tym muszę dalej intensywnie pracować nad tym licencjatem o Maffashion! Samo się nie napisze..