Rutyna zagłuszająca starcie


Dalej naiwnie wierzę, że kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy w końcu poczuję spełnienie, ulgę i wewnętrzny spokój. I pomimo tego, że kwestie jedzeniowe wciąż zaprzątają moją głowę, mieszają, niszczą porządek i spokój to.. czuję się bezpieczna. Naprawdę. Bez względu na to ile zjem. Tak, wmawiam to sobie.. ale chcę tak myśleć. Nie chcę zmarnować sobie życia. Mam plany, marzenia. 
Tak bardzo chcę je zrealizować.. Przecież po to się żyje. Żeby być szczęśliwym. Muszę odnaleźć swoją drogę. Bardzo tego chcę, bardzo tego potrzebuję.

Sesja dobiegła końca. Przetrwałam ją bez większych ekscesów, z czego jestem dumna. Jedynym problemem jest promotorka, która (lekko mówiąc) zjechała mój oddany rozdział. Liczył/liczy 18 stron. Fakt, został fatalnie wyjustowany, wszystkie źródła są internetowe.. Większość to zlepek informacji z sieci.. Wiem, wiem. Nie byłam dumna z tej pracy.. ale pomimo tego wierzyłam, że „przejdzie“. Nie przeszło. Oprócz tego, że profesorka się zirytowała to jeszcze zaznaczyła mi zal w usosie. Na szczęście dodała, że chciała mi dać piątkę, bo udzielałam się przez cały semestr na zajęciach, ale ostatecznie oceny brak. Dziwne, bo O. (z jej relacji, bo nie słyszałam tego na żywo) zjechała równo, bo „niedostatecznie przeczytała literaturę reklamy“ (ma temat dotyczący reklamy), „bo zbyt potoczny język“ plus nie udzielała się na zajęciach. Ostatecznie dała jej czwórkę! I ma spokój. Super. A ona (w domyśle: promotorka) nie dość, że nie ma już konsultacji (miała tylko 1 i 2 lutego) podczas sesji zimowej to jeszcze nie odpisuje na moje maile.. Czekam dalej. Muszę zdobyć te książki, które wpisałam w bibliografii, poprawić to, co chce żeby zostało poprawione i oddać jej.. może na pierwszych zajęciach w semestrze letnim.

Póki co czekam na godzinę piątą rano.. Od kilku miesięcy budzę się ok 1,2 w nocy i czekam do świtu.. Muszę wyjść się przejść. Jest zimno i ciemno.. ale muszę. Czuję się taka ociężała.. Tak. Wiem. Nikt nie wpycha mi jedzenia, (tylko ono jest takie pyszne!) ale bez względu na to ile i kiedy zjem.. źle się z tym czuję.. ale walczę z tym. Jedzenie to energia. To życie. Nie zaszkodzi mi. A niejedzenie tak. Dlatego walczę. Muszę, chcę, muszę, chcę, muszę, chcę. 

Bardzo nie chcę wiedzieć ile ważę i nie zważę się choćby nie wiem co. 

Dlaczego tak kończę.. Przestań o tym pisać i myśleć!