Ukradkiem przemykam się przez kolejne martwe doby. Nigdy nie chcę robić z siebie ofiary losu, dlatego postanowiłam tak przystopować z pisaniem.. Moje myśli skupiają się wokół zaburzenia postrzegania. Siebie, odżywiania swojego mózgu, organizmu, ciała.. Jakiego ciała?! Nawet boję się zważyć. Ledwo co staję na wadze i się cofam. Nie chcę tego widzieć. Już prawie zauważyłam. Przeraziłam się. Nie chcę mieć tej stu procentowej pewności, bo tak mało jeszcze nie było. Mniej niż trzydzieści pięć przez cztery, przez trzy.. Aż do usr.. zero! Tak, to jest to, do czego dążę? Zero zero zero. To mnie usatysfakcjonuje?! Jestem zła.. Dlaczego ja to sobie robię. Dlaczego podtrzymuję ten mechanizm dający mi złudne poczucie kontroli..
Ludzie chcą się ze mną integrować. A ja ich odrzucam. Nie chcę tego. Ostatnio jeden z moich sąsiadów z piętra, z akademika spytał się wprost czy robię coś wieczorem i czy nie chciałabym się z nim poznać. Skłamałam, że już jestem umówiona. Oczywiście była to nieprawda.
Czwarta rano. Typowa godzina do pobudki. Wstaję między czwartą a piątą już od bardzo dawna. To taka pora mojego comfort zone na odżywienie się.
Naczytałam się tych wszystkich motywujących do działania, do zmian, do wychodzenia ze sfery komfortu książek, ale.. one są jałowe, płoche. Nic nie dają. Nie działają. Jestem zakleszczona w puszeczce bez wieczka do otwarcia.
Co ja piszę.. Po prostu jestem na siebie strasznie zła. Nie chcę doprowadzać się do stanu kiedy przez ból głowy i brzucha nie mogę wstać z łóżka. Aktualnie mam tylko rano energię na cokolwiek.. A tak bardzo chcę być silna. Zrobić COŚ z czego będę zadowolona, czym będę mogła się pochwalić przed światem. Powiedzieć: „Tak, to moja zasługa. Tak, to moje dzieło. Ja tego dokonałam“. Póki co mogę się pochwalić ekspresową utratą masy ciała.. Tak, to mi wychodzi doskonale. Ścisła kontrola.. ale nie jestem jedyna. To nie jest „dziedzina“ w której chcę być najlepsza. Chcę być dla siebie dobra i dbać o siebie.. a także o swoją rodzinę, którą tak bardzo ranię.
Mimo to dalej mam nadzieję, wciąż wierzę w pozytywny przebieg sytuacji.. Jestem silna i dam sobie radę. Muszę. Ta mała (?) pozytywna myśl, iskierka, która tkli się we mnie i nie pozwolę jej zgasnąć sprawia, że chcę walczyć, bo mam po co.