Czy walczę..? Utrzymuję bieżący stan rzeczy. Pielęgnuję nawyki. Mam tego dość, ale na chwilę obecną, absurdalnie, mam wrażenie, że to utrzymuje mnie przy życiu/egzystencji. Nie mierzę się, nie ważę. Boję się tego, bo wbrew temu, że mam zaburzony obraz siebie widzę jak wszystko na mnie wisi i tu i ówdzie wystaje. Przez to, że „przez przypadek“ tak znów wychudłam wróciły moje objawy ze zdwojoną siłą. Jak to zauważam? Prawie stu procentowe skupienie na obszarze wagi, wyglądu, jedzenia. Spanie popołudniami, brak energii, zero realnego życia. Czuję się oderwana od rzeczywistości.