Wszystkie marzenia i motywacje lecą w próżnię. Nie widzę postępu. Stoję w miejscu od tak dawna i nie mam pojęcia jak to zmienić.
Wczoraj dowiedziałam się od mamy, że O. rzucił studia, bo jego dziewczyna – M. nie została dopuszczona do matury. Oskar wyprowadził się z domu i mieszka u niej. Postanowili, że wyjadą do Stanów Zjednoczonych i tam znajdą pracę. Moja pierwsza reakcja – totalna głupota, paranoja, strasznie niedojarzałe zachowanie.. ale po przespaniu się z tematem stwierdzam, że trochę im zazdroszczę. Tej spontaniczności i zapowiadające się młodzieńczej przygodzie. Bez względu na to czy będzie obfitowała w te pozytywne czy te najgorsze w ich życiu.. ale COŚ się dzieje. U mnie ta stagnacja powoduje, że odechciewa mi się żyć. Tylko ta uczelnia.. Potrzebuje bliskości, a nie mogę jej znaleźć wokół siebie. Wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają są dla mnie jak obcy, pomimo tego, że przecież się znamy i rozmawiamy ze sobą.
Od wczoraj zaczął się długi weekend majowy, bo zrobili nam dzisiaj rektorskie. Całkiem niespodziewanie. Mama planuje pojechać do Z., a M. jest już w Częstochowie od około tygodnia i jutro wraca do Wrocławia. B. tam została. Wróci do niej i spędzą razem majówkę. Jak normalni 20-latkowie..
Gdzieś się porządnie zagubiłam, szukając poezji i wyższych idei wśród swojego zaburzenia. Próbując przypisać ideologię swojej destrukcji.. Oplatając je w piękne słowa łudziłam się, że kiedyś nadejdzie „dzień mojej przemiany“.