Metamorfozy ciał


Zmiany w ciele wynikające z przywracania normalnej masy ciała przez osobę wychodzącą z anoreksji są widoczne i niezbędne. Najczęściej pierwszym etapem na drodze ku zdrowia jest przybranie masy ciała (ale nie zawsze, bo przypominam, że anoreksja to nie tylko wychudzone kobiety/mężczyźni. Choroba zaczyna się znacznie wcześniej). To konieczne, aby przywrócić prawidłowe funkcje organizmu. W końcu ludzki organizm czerpie energię ze spalania glukozy, która zawarta jest w pożywieniu, a gdy jej nie dostarczamy zaczyna ją pobierać z zapasów, a następnie z narządów wewnętrznych prowadząc do wyniszczenia organizmu (tj. zaniki mięśniowe, kości, nieprawidłowości w układzie krążenia, których spektrum obejmuje zmiany strukturalne serca np. płyn w osierdziu itd.) Tutaj klik tabela przedstawiająca przyczyny śmierci spowodowane zaburzeniami odżywiania, głównie anoreksją.

Pomimo tego, że osoba chorująca na anoreksję zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa wynikającego z utrzymywania skrajnie niskiej wagi trudno jej zaakceptować ten fakt dlatego przywracanie normalnej masy ciała jest trudnym, bardzo frustrującym procesem wymagającym wiele samozaparcia, cierpliwości i konsekwencji.

Natomiast mentalny proces wychodzenia z anoreksji to już długotrwały proces wymagający  najczęściej znacznie więcej czasu niż fizyczna transformacja. Niemniej przygotowałam kilka metamorfoz ciał, które znalazłam na Instagramie, na którym to środowisko „ed recovery” i od wielu lat popularne. Szczególnie za granicą dlatego posłużę się przykładami z USA, ale znajdą się także wśród nich „recovery warriors” z Europy. 

Niżej przedstawiam zatem kilka takich metamorfoz. Od razu powtórzę, że zaburzenia odżywiania to nie zawsze wygłodzone ciało. To bardzo ważne, bo przez to, że anoreksja jest kojarzona tylko i wyłącznie ze skrajnym wychudzeniem wiele osób zmagających się z jedzeniem nie zgłasza się po pomoc myśląc, że „nie jest wystarczająco chudym/chudą”, „nie wygląda na anorektyka/anorektyczkę” aby przyznać się przed kimś, że ma problem.

Wygłodzone ciało jest konsekwencją działań dyktowanych przez chorobę przez znaczną część czasu. To proces, którego się nie kontroluje. Zmiany chemiczne zachodzące w mózgu sprawiają, że nie myśli się logicznie i podąża się za destrukcyjnymi podszeptami choroby. Pogłębiający się strach i lęk przed jedzeniem powoduje, że osoba zawładnięta anoreksją odmawia sobie jedzenia i poddaje się silnemu uzależnieniu głodowania. Odpowiednie leczenie, terapia, pomoc i wsparcie specjalistów oraz chęci do zmiany pozwalają wyzdrowieć, czego dowodem są poniższe zdjęcia.

Chciałabym poruszyć tutaj kwestię, która automatycznie mi się nasuwa kiedy przeglądam tego typu zdjęcia czy filmy dot. metamorfoz w anoreksji. Osoby, które wybierają życie, wychodzenie z anoreksji muszą wręcz sukcesywnie dążyć  do zmiany sposobu myślenia tzw. rewire brain (klik tu, aby poszerzyć wiedzę na ten temat). Zmienić myślenie pt "chude-lepsze". Sprawić by takie przemiany nie miały większego wpływu na to czy je się mniej czy więcej, czy ćwiczy się mniej czy więcej. (Mechanizm anoreksji po zobaczeniu tzw. zapalników chorobowych w postaci "chudszych osób"). Pamiętam, że jak ja byłam nastolatką, oglądałam tego typu filmy czy zdjęcia w celu utwierdzenia się w przekonaniu, że "nie jestem najbardziej chora i zafiksowana na odchudzanie. Wraz z biegiem czasu, wraz przekroczeniem 25 roku życia szczególnie, co raz bardziej staram się nie zważać na to, co kto mówi o moim wyglądzie czy wadze czy co kto może o mnie pomyśleć. Zauważam jak bardzo ten chorobowy egocentryzm jest.. narcystycznie pusty, bezwartościowy i żałosny. Trzeba do tego dojrzeć. Co więcej, coraz częściej także odnoszę wrażenie, że większość dziewczyn opowiadających o swoich zaburzeniach odżywiania chełpi się nimi oraz uważa za ich atrybut czy wyróżnik, powód do dumy. Generalnie odradzam oglądanie przez podatne na tego typu „chorobowe motywatory” osoby. Poznaj siebie. Jeśli wiesz, że tego typu materiały wywołują lęk, nakręcają chorobę, sprawiają, że wracasz do autodestrukcyjnych zachowań - przestań. Odetnij się. Ten wpis powstał po to aby ukazać to, że pomimo bardzo wysokiej śmiertelności zaburzeń odżywiania - wyjście z nich jest jak najbardziej możliwe. Ten tekst ma dawać nadzieję w chwilach zwątpienia, ale tak jak wszelkie treści dostępne w Internecie - nie są dla każdego i należy zdawać sobie z tego sprawę.

Źródło: @AmalieLee
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @BrittanyBurgunder
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @CreatingClaire.
Aktualna nazwa @Clairemercer_
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @ElleTayla
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Foxxyrecovery
Aktualna nazwa nieznana
Klik na miniaturkę aby powiększyć


Źródło: @Prosperoushealthylife
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Havetorecover
Aktualna nazwa @Chiaravive
Klik na miniaturkę aby powiększyć


Źródło: @Proteinologist
Aktualna nazwa nieznana
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Jodie_eats_to_live
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Gemswalker
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Pillanthelaus
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Recovery.chii
Aktualna nazwa @Living.chii
 Klik na miniaturkę aby powiększyć 

Źródło: @Helenasmia
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Źródło: @Tinyrecovery
 Klik na miniaturkę 
aby powiększyć

Nasze polskie💪

Źródło: @Tektonika_ciala
Klik na miniaturkę aby powiększyć

Konieczne jest zaznaczenie, że zwiększenie masy ciała nie oznacza wyzdrowienia i mentalnej przemiany. Ta wymaga codziennej walki, czasu, determinacji i wiary w to, że jest się w stanie pokonywać ciągłe podszepty choroby. Czy da się je skutecznie wygłuszyć? Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. To zależy od wielu czynników tj. długość trwania choroby, własna silna wola walki i chęć zmiany (powtarzam to, bo to jest bardzo istotne) swojego życia i porzucenia starego, chorobowego stylu życia przepełnionego autodestrukcyjnymi nawykami. Przedefiniowanie swoich priorytetów, wartości oraz odpowiedzi sobie na szereg pytań: "Jak długo chcę igrać ze śmiercią?" bo warto uświadomić sobie, że nieleczone zaburzenia jedzenia prowadzą do śmierci. Organizmu się nie oszuka. Jeśli osoba z zaburzeniami odżywiania nie zdecyduje się podjąć walki czeka ją dłuższa lub krótsza droga do.. grobu. Nie będę bawić się w delikatne słówka po tak długim stażu choroby. Zatem trzymam kciuki za wszystkich, którzy zmagają się z zaburzeniami odżywiania. Nie chcemy tak "żyć", prawda? Mamy tylko jedno życie, hej :) Nie róbmy sobie z niego piekła!
  

Przybranie uśmiechu pozorności

Od lat zastanawiałam się nad zjawiskiem tzw ruchu recovery tj.zdrowienia z zaburzeń odżywiania na portalu społecznościowym jakim jest Instagram. Zjawisku sukcesywnego dążenia do zdrowia. Tylko czy zdrowieniem można nazwać wrzucanie każdego (niemalże) posiłku, obsesyjnego patrzenia sobie w talerz i czekanie na poklask ze strony drugiej zdrowiejącej (miejmy nadzieję) osoby? Czy to nie nakręca choroby? Wywyższa jedzenie, nadaje mu status nadwartościowy? Temat rzeka, do którego zapewne wrócę.. W tej sytuacji wciąż problemem jest ciągła koncentracja na posiłkach i nietraktowanie go jako paliwa tylko.. na przykład w kategorii regulacji emocji. W moim przypadku odmawianie sobie posiłków miało na celu wywołanie we mnie silnych, intensywnych emocji w postaci bólu głodowego. Potem chciałam go tylko poczuć kiedy nic innego nie sprawiało mi radości. Pogrążyć się w haju bólu i rozpaczy. Nad sobą, nad życiem, nad tym jak bardzo nie jest tak jak chcę. Poczucie lekkości, ciągłego ssania w żołądku pozwalało oderwać się od rzeczywistości i trudności dnia codziennego. Efektem ubocznym stało się skrajne wycieńczenie organizmu. Na szczęście do odbudowania. Odżywianie to dla mnie oswajanie się z nowym i nieznanym. Kiedy nie czuję głodu pojawia się.. pustka. Kiedy przelewam te słowa na papier uświadamiam sobie absurdalność swoich myśli, ale takie one są. Postawiłam na szczerość i walkę dlatego nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Przeinaczać tego, co czuję i tego, że tęsknię za swoją bezpieczną sferą nicości i obojętności stanowiącą reakcję zmęczonego mózgu powiązaną z cierpieniem całego ciała. Może jestem masochistką? Hej, ale to sprawia, że staję się ofiarą i osobą zależną od kogoś, a przecież tego nie chcę.. Wiem, że żeby być w stanie działać człowiek musi się posilić. Naładować baterie i iść dalej, robić to, co sprawia mu przyjemność. Jesteśmy tutaj po to, aby wypełnić dany nam czas szczęściem i dążeniem do spełnienia swych zamierzeń i celów. (Jak to pięknie brzmi. Tak, wszystko pięknie, cudnie na papierze. Wiadomo, jak zawsze, teoria opanowana). Dlaczego zatem tak wzbraniam się przed tym zezwoleniem na powodzenie? Za co się tak biczuje połowę życia? Dla kogo sukcesywnie chciałam się unicestwić i zniknąć? 

Wczoraj byłam na pierwszym spotkaniu z psychoterapeutką. Prywatnie, bo tak jak wspominałam publiczna polska służba zdrowia nie przydziela psychologa zajmującego się zaburzeniami odżywiania poniżej ustalonego bmi zakładającemu zagrożenie życia. W zasadzie i tak jeśli prywatnie nie zatroszczysz się o swoje zdrowie w zakresie zdrowia psychicznego to, krótko i dobitnie rzecz ujmując - nie otrzymasz fachowej pomocy, bo specjalistów od coraz częściej występujących zaburzeń z zakresu szeroko pojętej sfery ed po prostu brak (Mówię tutaj ludziach dorosłych, powyżej dwudziestego roku życia, a nie o dzieciach i młodzieży). To kwestia, która należy do tych, które wymagają głębszego, bardziej wnikliwego rozpatrzenia tego, jakby nie patrzeć poważnego problemu regularnie zamiatanego pod dywan.

Cóż, co do mojej terapii to będzie trudniej niż myślałam, bo jestem przerażona zmianami.. Tak, nieustannie pojawiają się myśli „nie chcę, nie jestem gotowa, nie teraz”. Wciąż z tyłu głowy mam poczucie oporu i zniechęcenia, ale podjęłam decyzję i chcę w końcu zmian. Chcę zdrowia. Jestem tak bardzo zmęczona tą chorobą. Zabrała mi spokój i przede wszystkim zdrowie fizyczne i psychiczne - przede wszystkim. Odejdź ode mnie.. Napisałam to krótko, prosto, bo tutaj nie ma nic pomiędzy słowami. Rezygnuję w tym momencie z kwiecisto poetyckich określeń, które uwielbiam. Z tym nie ma żartów. Koloryzowanie procesu zdrowienia to zjawisko, które irytuje, smuci, złości jednocześnie niemiłosiernie! Zatem dlaczego to zdrobiłam to na swoim recovery insta we wpisie z zeszłego tygodnia? Napisałam, że jestem przeszczęśliwa z postępów. Z wyników ostatnich badań składu mojego ciała. Przecież jestem wściekła. A może to anoreksja zaznała gniewu i poczucia zagrożenia? W końcu jej stabilna pozycja w moim życiu została zachwiana? W końcu po wielu latach pojawił się realny impuls wywołujący realne osłabienie jej stabilnego dotychczas miejsca w mojej codzienności? Potrzebuję ją czymś zastąpić. Nie liczę na cud, ale wierzę w to, że jej podszepty z czasem staną się na tyle dla mnie nieistotne, że konsekwentnie będę je odganiać. Znajdę na to sposób...   

Realnie efektywny rezultat zaciętej walki

Stało się!  Oczywiście z pełną satysfakcją stwierdzam, iż.. samo się nie zrobiło. Nic się nie dzieje bez  zaciekłej i konsekwentnej walki. To ja sobie zapracowałam na wyniki mojej pracy. Warto było zaufać i zacisnąć zęby w momentach zwątpienia, bo efekty są tego warte. Pomimo przerażająco intensywnych wrzasków tej podstępnej choroby, która wciąż kusi swoimi wdziękami autodestrukcji ja nie poddam się na początku drogi. Wciąż mam w głowie słowa Pani Ady, która przepełniona radością po pomiarach mojego ciała zakomunikowała mi, że ma ochotę skakać z radości, bo cytując ją: „Ma ochotę pojechać do kliniki i pokazać im mój progres! Powiedzieć - zobacz jakie wyniki, jakie cuda tu się dzieją”. Tak, dalej mówiła w samych superlatywach.. Nie chcę osiadać na laurach i mówić, że „teraz będzie z górki”. Będzie wręcz przeciwnie. Tyle łez wylałam, tyle cierpienia, tyle zwątpienia miało miejsca w moim życiu na przestrzeni ostatnich tygodni zaciętej walki z anoreksją. Chciałabym utrzymać ten progres i w końcu wyzdrowieć. Zbyt długo niszczyłam swoje zdrowie psychiczne i fizyczne. Chcę żyć w zgodzie ze sobą i ze swoją naturą. Wybrać zdrowie i się tego trzymać. Nie pogrążać się w otchłani nieustannej ucieczki i strachu przed konfrontacją z rzeczywistością. Wycofywanie się z życia spowodowało regres mojego funkcjonowania jako człowiek, jako kobieta, jako córka i siostra. Jak to powiedział M. po tym jak mu powiedziałam, że Pani Ada stwierdziła, że takie wyniki anorektyczki robią po miesiącach rozpoczęcia leczenia, on stwierdził „Ty masz na  to rok. Nie porównuj się z innymi. Nie ekscytuj się tak tylko dalej ciężko pracuj”. No tak, nie ma to jak rygor i motywacja mająca na celu niedopuszczenie do zwolnienia tempa pracy. 

Podjęłam decyzję i wiedziałam, że muszę konsekwentnie spełniać narzucone zasady. Wyznaczyć cel i do niego dążyć. Tylko w ten sposób mamy wyniki. Nie patrzeć na innych, nie porównywać się. Ciężko pracować i nie spuszczać z oczu wizji sukcesu wynikającego z osiągnięcia celu. Ja pragnę zaznać wolności i szczerego poczucia wyzwolenia się z kagańca autodestrukcji. Dlatego niezłomnie i gorliwie zaparłam się i wytrwale wojuję z demonami wyniszczenia mojej duszy.

Ruina iluzji kontroli

Pierwszy raz od wielu, wielu lat (mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie - od dziesięciu lat) przekraczam granice stref swojego komfortu. Dlaczego jestem o tym tak przekonana? Pomimo tego, że tak bardzo pragnę pogrążać się w autodestrukcyjnej rozkoszy głodowego haju - przełamuję się i podążam za planem od Pani Ady. Nie jest lekko. Nie wiem jakie dzisiaj będą tego efekty. Maszyna nie kłamie. Tylko czy mój organizm się nie buntuje i pomimo tego, że się staram, okaże się, że on nie chce już współpracować? Przecież ostatnio wszystko wskazywało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku.. Ostatnio, na dniach pojawiły się pierwsze objawy zdrowienia (anorexia recovery process) tj.zatrzymanie wody w organizmie, obrzęki stóp i kostek (tzw.edema - water retention that causes swelling usually around the ankles). Początkowo mama się zaniepokoiła, już wydzwaniała po rodzinie, która pracuje w służbie zdrowia czy to przypadkiem nie zaburzona praca nerek.. Może przestały pracować? Może to objawy zespołu ponownego odżywienia (tzw.refeeding syndrome - a syndrome consisting of metabolic disturbances that occur as a result of reinstitution of nutrition to patients who are starved, severely malnourished or metabolically stressed due to severe illness). Czytałam, że to bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Nieodpowiednie postępowanie dietetyczne może skończyć się nagłym zgonem.. Spotyka ludzi skrajnie niedożywionych, którzy przez bardzo długo głodowali np.to zjawisko było obserwowane u ludzi wyniszczonych po Auschwitz).

Walczę z wewnętrznym pociągiem do samounicestwienia głodowego i mówię to z pełną świadomością. Inaczej nie wyłabym po posiłku. Każdy kęs jest dla mnie wyzwaniem, nie będę zwodzić, że jest inaczej. Tak długo nie czułam sytości w brzuchu.. Wręcz jej nienawidziłam. Tak długo odnajdywałam przyjemność (nie oszukujmy się, dalej w podświadomości mam ochotę znów to praktykować) w uczuciu głodowego wiercenia dziury wiertarka w brzuchu. Skłaniania się wręcz z bólu. Nie chcę drążyć, nie chcę pielęgnować czy gloryfikować stanu anorektycznego haju, ale otwarcie mówię - czerpałam z tego abstrakcyjnie niewyobrażalną przyjemność. Jednocześnie wmawiałam sobie, że nad tym panuję. Tak, oczywiście. Przez tą kontrolę i panowanie niemalże uszłam z życiem. Dalej balansuje na krawędzi. Przecież zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Dlatego żyję w strachu, dlatego nie mogę zaznać spokojnego snu. Dlatego rozpoczynam terapię w najbliższy poniedziałek. Nie chcę robić sobie z życia piekła, ale już wiem, nauczona doświadczeniem lat ubiegłych, że za długo w tym tkwię żeby samemu pięknie wyzdrowieć. Nie istnieje prosty przepis na wyzdrowienie z zaburzeń odżywiania. Moje mechanizmy reakcji, odreagowywania na sytuacje trudne, stresowe są jednoznaczne - głód. Muszę i bardzo chcę nauczyć się innych, bo mój organizm dłużej tego nie wytrzyma. Zaczęłam walczyć, ale długa droga przede mną. Nie będę tutaj przesadnie się ekscytować i nagle wyznawać, że cudownie ozdrowiałam, bo zaczęłam po mału walczyć z demonami autodestrukcji. Nie. Każdego dnia jest coraz trudniej, bo one krzyczą coraz głośniej "tak Ci było z nami dobrze. Nic nie czułaś. Nie myślałaś. Nie było Ci przykro, nie cieszyłaś się. Żyłaś w zawieszeniu, w świecie wyobraźni, w swoim własnym świecie. Bez zmartwień, bez konfrontacji z rzeczywistością, z problemami. Czy nie jest tak.. łatwiej? Uciec? Po co się męczyć? Po co walczyć?" - tak, to głosy, które słyszę nieustannie. Po co walczyć? A może po to żeby zaznać prawdziwego szczęścia? W końcu po to jest życie? Odnaleźć to, co sprawia mi prawdziwą radość, dzielić się nią z innymi, pomagać innym, być wzorem, być z siebie dumnym i z uśmiechem na ustach wstawać rano. (np.bez obawy o nagły zgon w wyniku niedożywienia). Chcieć zostawić coś po sobie. Pokazać, że można wyjść nawet z największego g.. bagna!

Piekielna potyczka przeplatana.. życiem?


W piątek udałam się z mamą na wizytę u psychiatry w Poradni, z dr Poraj, która jest także ordynatorką tej placówki. Na początku Mama pokazała jej moje badania ze składem ciała, razem z wagą. Lekarka spojrzała na mnie i spytała mnie ile ważę.. (Widziałam w jej oczach przerażenie..) Od razu pomyślałam: „Przecież masz napisane na kartce przed sobą!” (Ja nie znałam dokładnej cyfry, bo przecież nawet w gabinecie psychodietetyczki powiedziałam, że nie chcę znać tej liczby. Ona nie naciskała). Przemilczałam to.. Wypytywała mnie co robię w życiu, co robiłam. Po krótce miałam opowiedzieć o tym co takiego się zadziało, że zgłaszam się o pomoc. (Może strach przed niespodziewaną śmiercią?!) Ponownie po krótce opowiedziałam ją. Ciągle coś zapisywała, nawet w momentach kiedy nie mówiłam zbyt wiele.. Ordynatorka po obliczeniu mojego bmi stwierdziła, że nie może mi dać żadnego psychoterapeuty, bo mam je o wiele za niskie. Wypisa tylko skierowanie do szpitala do Krakowa albo na wewnętrzny w Częstochowie. Mama się popłakała.. Już chciała mnie zawozić.. Na szczęście potem stwierdziła, że to przemyśli.. że znajdziemy inne rozwiązanie. Wiem jak wygląda leczenie szpitalne i traktuje je jako ostateczność. Jestem zdeterminowana i nie poddam się bez walki. Za wiele już przeszłam. Zbyt wiele wycierpiałam żeby teraz po prostu wejść na tą drogę desperacji. Po wyjściu z gabinetu udałyśmy się wspólnie na kawę w Galerii J., bo taki był plan od początku dnia. Pochodziłyśmy po sklepach i na chwilę zapomniałyśmy o tym piekle.. 

Wróciłyśmy do domu po zakupach. Boję się, ale wiem, że strach jest darmowy. To odwaga kosztuje.. Nie poddam się. Boję się szpitala, przeżyłam ten koszmar, dlatego zmuszam się jak mogę.. Ten strach przed kaloriami.. Lęk przed przybraniem na wadze.. Tak, naprawdę ciągle nie mogę zaakceptować faktu, że moja waga musi wzrosnąć, bo jest tragicznie niska. Boję się śmierci, boję się zasłabnięcia, boję się tego, że moje narządy wewnętrzne, serce nagle nie wytrzyma tego skrajnego niedożywienia, ale ta przyjemność płynąca z głodowania, to zamiłowanie do głodowego odlotu tak głęboko się we mnie zakorzeniły.. Tak intensywnie kuszą.. Tak mocno wryłam sobie myślenie: „im mniej jedzenia tym lepiej” że trudno mi się przestawić. Sama wciąż nie rozumiem dlaczego tak bardzo uzależniłam się od chorobliwego zmniejszania ilości pokarmu.. Dlaczego zawsze w to uciekałam.. Te skłonności do autodestrukcji stanowią pożądanie, które tylko czeka aż pojawi się moment zwątpienia, zagubienia..

W sobotę rano (wstałam około czwartej, bo Mama miała na czwartą coś Polskiego Busa) sama musiałam.. zjeść posiłek. Udało mi się, ale potem zadzwoniłam do mamy z płaczem, że mam ogromne wyrzuty sumienia.. Uspokoiła mnie, ale do samego wyjścia trzęsły mi się ręce i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Co zrobiła że mną ta choroba?! Zabrała spokój, zabrała mi zdrowie psychiczne i fizyczne. Dlatego będę z nią walczyć i nie mogę się poddać, bo chcę zaznać w końcu spokoju! Wolności od tych obsesyjnych myśli! 

Spędziłyśmy cudne dwa dni w Toruniu razem z K. Udało nam się zaliczyć dwie kulturalne miejscówki jakimi były Muzeum Historii Torunia i Muzeum Orientu.. Oczywiście wyjazd zdominowało nerwowe napięcie spowodowane wizytą w M., a wczoraj w R.O. Po zjedzeniu czułam dumę. Czułam, że jestem silniejsza niż ta podstępna k.. która siedzi w mojej głowie i nie chcę wyjść, ale w momencie spaceru w stronę dworca głównego (około 16:00 miałam pociąg powrotny do Częstochowy) poleciały mi łzy.. a potem lawina łez, której nie mogłam opanować.. Zaczęłam płakać, bo zaczęłam kompulsywnie analizować spożyte kalorie, tak bardzo trudne do oszacowania.. Nie wiedziałam co tak naprawdę kryło się w dodatkach.. Skąd mogłam wiedzieć jakie dokładnie składniki były w podanych produktach? Na dodatek strasznie rozbolał mnie brzuch. Dwie nospy wzięte w dwugodzinnych odstępach czasowych nie dały rady uśmierzyć tego cierpienia. Zwijałam się z bólu w pociągu aż do ok. 19:00.. Siedziałam obok bardzo otyłej Pani, która niechlujnie pałaszowała słodycze.. Przez to nie wypiłam zaplanowanego napoju.. Wiedziałam, że muszę to zrobić, ale ogarnął mnie paraliżujący strach przed staniem się taką osobą jak Pani obok.. Nie pomogły przekonywania samej siebie, że mam realne zagrożenie życia. Spojrzałam na odbicie w szybie pociagu i zobaczyłam pyzate policzki.. Obłęd! Położona noga na nodze wydała się jakby większa.. Brzuch spuchnął mi z bólu. Stał się wzdęty. Spotęgowany lęk sparaliżował mnie przez parę godzin. Wyszłam na chwilę do toalety aby ochłonąć. Przemyłam twarz zimną wodą. Wiedziałam, że do końca trasy zostało kilka ładnych godzin. Nie chciałam szlochać przy ludziach. Nałożyłam słuchawki i w kółko słuchałam tych samych piosenek. Tylko tych pozytywnych, z którymi mam najlepsze wspomnienia. Nie dopuszczałam do siebie melancholijnych dźwięków, które wzmagały we mnie poczucie beznadzieji..

Mama po powrocie (jechałyśmy oddzielnie. Miały powrotnego Polskiego Busa ok.godz po mnie) około dziesiątej wieczorem od razu na wejściu spytała mnie czy wypiłam napój.. Po prostu to przemilczalam.. Bardzo się zdenerwowała i powiedziała, że mam się szykować do szpitala.. Do Ochojca albo do wewnętrznego w Częstochowie (w jej podsłuchanej rozmowie telefonicznej z M. usłyszałam jak to mówiła). Po chwili jednak stwierdziła (także usłyszałam to w tej rozmowie), że daje mi czas do czwartku, bo wtedy mam kontrolna wizytę u psychodietetyczki.. Dziś się obudziłam i cisza, nie wiem co dalej.. Przez ostatnie dwa tygodnie mama mnie kontrolowala rano. Pilnowała co i ile jem, ale tym razem wstałam wcześniej, około piątej, więc sama wszystko przygotowalam. Walcze o swoją przyszłość.. Przez silny stres i nerwy miałam problem z przełykaniem, ale po mału dałam radę. Coraz mocniej do mnie docierała wizja szpitala dlatego zmuszam się do jedzenia jak tylko mogę.. Staram się tak obsesyjnie też nie trzymać tego planu żywienia. Obawiałam się zespołu ponownego odżywienia, ktore moze sie skończyć śmiercią. Przy wadze dwudziestu kilka kg należy być niesamowicie ostrożnym. Tym bardziej, że robię to sama. Nie ma obok mnie w domu lekarza czuwającego nade mną..

Ania, ludzie jedzą. Tak są skonstruowani. Mogłabyś przestać tak to analizować, bo życie przeleci Ci przez palce.. (Tym bardziej, że anoreksja nie jest czymś co sprawia, że jesteś wyjątkowa. Głodowanie z własnej woli to „śmiertelny sposób na życie”. Zaburzenie psychiczne.. Samoudręczenie. Masochizm. Mechanizm tej paranoi (oraz dowód na to, że osoby dotknięte tym przerażającym obłędem nie są „wybrańcami/nadczłowiekami”, jak często postrzegają się anorektyczki..) krótko i zwięźle ukazuje pewien stary, ale wciąż aktualny wywiad z dr n.med. i psychiatrą - klik)

Mama przyszła do kuchni kilka minut przed wyjściem do pracy, pocałowała mnie w czoło i powiedziała, że widzimy się ok 10.30. Już myślałam, że powie coś w stylu „Mam już tego dość! Jak nie chcesz jeść to nie jedz. Zawożę Cię do szpitala!” . Na szczęście tak się nie stało. Co nie zmienia faktu, że całe moje życie jest „na ostrzu noża”. Zobaczymy jak to dalej będzie. Muszę się zaprzeć i zrobić wszystko żeby nie wylądować na oddziale. W domu mam spokój, wsparcie rodziny. Anka, doceń to i odganiaj te myśli! Zobacz do czego one Cię doprowadziłīy. Nie chcę tak spędzić życia! Mam nadzieję, że uda nam się załatwić wizytę u ABM. w Katowicach. Dr P. ją polecił, a poza tym kojarzę bardzo dobrze tą psycholog! Czytałam jej publikacje i książki. Po cichu chciałam się z nią skontaktować już jakiś czas temu.. ale wiadomo, ciągle nie byłam gotowa, ciągle to oddalałam w czasie, ciągle „może jutro”. Tak. To jutro nigdy by nie nadeszło. Na szczęście w porę zaczęłam działać.. ale jestem świadoma tego, że gdyby nie naciski mamy już by mnie tu nie było. Po prostu zagłodziłabym się na smierć. Muszę się podjąć psychoterapii i zacząć walczyć z tą chorobą. Pracować nad sobą. Pracować nad tym aby mieć przyszłość i żeby nie przegrać życia.

Histeryczne paranoje


Około południa czułam nieokiełznaną złość i nienawiść. Byłam wściekła. Nie mogłam o niczym innym myśleć niż o tym czy dietetyczka Ada będzie chciała mnie zważyć w ubraniach czy tylko w bieliźnie. Ostatnio dała mi wybór, stąd te myśli. Ja wybrałam to drugie, bo chciałam realną wagę. Tym razem, wiadomo, że wszyscy będą zadowoleni (w głębi duszy wszyscy oprócz mnie) jeśli będzie jak najwięcej w górę, dlatego jeśli tym razem spyta czy chcę wejść na wagę w ubraniach czy bez bardzo bym chciała wejść w ciuchach.. ale z drugiej strony przecież podjęłam decyzję o leczeniu. Więc  to by było oszustwo. Ciągle o tym myślałam.. Dlaczego nie mogę zmotywować się do zmiany myślenia.. Zastanawiałam się co jej powiem.. Czuję, że przestrzegam planu żywieniowego tylko dla mamy. Jestem wciąż taka zła, że muszę go przestrzegać.. ale jednocześnie przecież nie chcę umrzeć. Wiem, że tak niebezpieczny procent tłuszczu w organizmie jest bardzo niebezpieczny dla wszystkich organów wewnętrznych.. Mam osteoporozę! Czy to nie jest kolejny, dostatecznie dobry powód żeby zmuszać się do jedzenia?! Co się stało z moim życiem.. Czuję ciągły lęk, strach, beznadzieję..  Chciałabym być ważna i robić coś fajnego w życiu.. Myślałam nad opublikowaniem swojego pamiętnika. Najpierw na blogu, ale potem naszła mnie myśl, że może lepiej ogarnąć wydanie książki.. Z tym, że wiadomo, jest to skomplikowany, kosztowny proces, do którego dochodzi znalezienie wydawcy.

Wczoraj byłyśmy z mamą w kinie na „Blade Runner 2049”, ale oczywiście nie mogłam się na niczym innym skupić niż na tym, że dzisiaj „muszę jeść”. Rewelacyjne życie..

Wieczorem po wizycie u mojej psychodietetyczki.. Powiedziała, że nie mogła zasnąć w nocy po ostatniej wizycie z wyrzutów sumienia tzn. że powinna zadzwonić po karetkę widząc moją wagę.. ale dała mi szansę, plan żywienia.. Dzisiaj po pomiarach powiedziała że zrobiłam progres i że nie pamięta kiedy była z kogoś tak dumna. (Ważyła mnie bez ubrań. W zasadzie to było do przewidzenia..) Co więcej, miała łzy w oczach. Przez ostatni tydzień wzrosła mi procentowo tkanka mięśniowa! Powiedziała że widać efekty naszych rozmów i widać tą walkę. Bardzo jestem szczęśliwa i jednocześnie przerażona czy dam radę to utrzymać! Nie ukrywam, że bardzo się boję, ale się nie poddam..

Realne działania podszyte ciągłym lękiem


Tak bardzo zastanawiam się co by musiało się stać żebym chciała diametralnie zmienić swoje życie. Po prostu dać sobie szansę na życie bez rygorów i nakazów.. Przez całe wakacje zagładzałam się i poddawałam anoreksji.

Na chwilę obecną, muszę przyznać, że nie czuje się tak zmotywowana na sto procent na pożegnanie z ta choroba.. Nie wiem, ma się jeszcze stać?! Ja tak długo upajałam się poczuciem głodu.. tak pielegnowalam w sobie ta przyjaźń do autodestrukcji..


W piątek byłam u psychodietetyczki A. Tak wiele mnie to kosztowało.. Dużo rozmawiałyśmy, zważyła mnie i zrobiła dokładną analizę składu ciała metod
ą bioimpedancji elektrycznej (BIA - Bioelectrical Impedance Analysis) czyli badanie, które polega na tym, że staje się na wadze zawierającej elektrody, które to wysyłają do organizmu słabe, nieodczuwalne impulsy prądu. Dzięki temu można zmierzyć dokładną ilość tkanki mięśniowej, tłuszczowej, całkowitą zawartość wody w organizmie, masę kości oraz dobowe zapotrzebowanie na energię oraz wiek metaboliczny i oczywiście wagę ciała. Pani A. chciała przeanalizować te badania, ale ja nie chciałam się z tym skonfrontować.. Powiedziałam, że nie chcę. Zabrałyśmy je z mamą do domu.. Wiem tylko, że minimalna wartość % tkanki tłuszczowej dla kobiety wynosi 15-25% (Znalazłam te informację w Internecie na stronie Medycyny Praktycznej), a ja nawet nie mam 2%.. Naprawdę chyba dalej do mnie dochodzi co ja sobie zrobiłam tym głodzeniem.. Wiem tylko, że najgorsze (najlepsze?) przede mną. Pisząc to jestem załamana i dalej nie wierzę. Mam dietę, której się podporządkowałam, ale psychicznie bardzo trudno to znoszę. Na początku jej stosowania czułam ciągłą ekscytację pomieszaną z lękiem i poddenerwowaniem, a w tej chwili czuję się przegrana.. Jestem przygnębiona, mam stany depresyjne. Biorę witaminy, omega3, wapń itd.. Mam ogromne wahania nastrojów. Pocieszył mnie fakt, że wyniki badań z krwi mam dobre. Doktor Popielarz, u którego byłam w poniedziałek zaraz po badaniu na gęstość kości powiedział, że jest w szoku, ale wszystko w porządku. Niestety nie jest tak kolorowo z tymi moimi kośćmi.. Mam osteoporozę. W czwartek jadę do tej dietetyczko terapeutki na kolejna wizytę. Co więcej, w piątek mam wizytę u psychiatry w Poradni Leczenia Nerwic - Egomedica. (To ta, u której już byłam około dwa lata temu. Jest ordynatorką tej Poradni w Czestochowie. Wtedy uciekłam wręcz z jej gabinetu, bo chciala żebym.. stanęła na wadze. Sama jej wówczas nie znałam i nie chciałam znać). Doktor P., u ktorego wczoraj bylam przyspieszyl wizyte, bo poczatkowo miałam ustawioną na grudzien. Na szczęście w sobotę, razem z Mamą i Panią K. jadę na trzynastą edycję akcji „Toruń za pół ceny”. To obejmuje hotele, restauracje, kawiarnie, kluby, instytucje kulturalne oraz sportowe, sklepy. Nie miałam z nimi jechac, (jadą Polskim Busem kupionym dawno temu „po taniości”), ale w tej sytuacji Mama dokupila mi bilet pkp. (Ona jest Aniolem, na kilka dni przed przecież ceny biletow są takie wysokie..) Będziemy chodzic po instytucjach kulturalnych, ale pewnie głównie po restauracjach. Czuję, że dam radę. Tylko zawsze było tak, ze jadlam wiesz, raz dziennie, a potem głodówka caly dzień, a teraz wiadomo, ze będzie inaczej.. Niestety aktualnie ciągle czuję ciągły lęk, boje się jesc, nie mogę spac w nocy przez to, ze jem. Nie chce żeby tak wygladalo moje zycie dlatego będę nad sobą pracować.. A rano przejrzalam swoj pamietnik.. pisalam od 2007 roku do 2012 niemalże codziennie, chyba Ci o tym wspominałam. W szpitalu w Sosnowcu dzień w dzień szczegolowe relację (najbardziej mnie uderzaja te liczby przy kazdej dacie „np.172 dzień pobytu”) i te historie.. ile tam się dzialo.. Wbrew pozorom wcale nie pisalam tyle o jedzeniu.. Aż dziwne.. Wiadomo, na poczatku było jakieś, ze mi coś niesmakuje albo, że dziewczyny skubią pół godziny po talerzu, ale tak to calkiem ciekawe opisy i relację. Pamiętam, że potem przerzucilam się na pisanie na komputerze, więc wszystko, całe liceum i trochę na studiach mam „w chmurze”. To naprawdę tak pomaga.. Szkoda tylko, że na chwilę obecną tak bardzo znów pozwoliłam się zdominować anoreksji.. Przy takim bmi i tak popier.. sposobem myslenia nie jestem w stanie o niczym innym myslec niż jedzenie. Doskonale wiem, ze waga nie jest odzwierciedleniem stanu zdrowia osoby chorującej na zaburzenia odżywiania, ale jednak jak jesteś skrajnie wygłodzony to nie możesz myslec o niczym innym.. Wiem, że to „dochodzenie do siebie” fizycznie będzie bardzo, bardzo trudne.. Ja to wiem, bo ciagle mam myslenie, ze czuje się przegranym jak jem.. Co się że mną stało, dlaczego ja to sobie robię. Dlaczego tak „kocham siebie nienawidziec”, przecież mam prawo do zycia jak każdy. Mam prawo być szczęśliwa, nie? Wiec dlaczego nie daje sobie szansy, dlaczego ja nie chce korzystać z życia… 

Obsesyjne pragnienie diametralnych zmian


Ciągle chodza mi takie myśli po glowie, że jak z tego wyjde tzn. doprowadze się do stanu uzytku w ten czy inny sposób będę musiala calkowicie zmienic swoje zycie.. Nie wiem co to będzie, ale tak musi się stac. Cały okres gimnazjum, liceum i studiow, aż do pierwszego roku magisterki był związany z moimi zaburzeniami jedzenia. Ostatnie miesiace to chroniczne glodowanie. Studia też mi się z tym kojarza. Każdy wyklad, każdy egzamin oprocz katorżniczego wkuwania kojarzy mi się wlasanie z bolami glodowymi.. Nie wiem czy wroce na te studia, nie wiem w która strone pójść żeby nigdy nie wrocic na „te tory”. Tak działa ten mechanizm.. Wczoraj jak byłam pod dziekanatem żeby złożyć podanie o stypendium rektora i zdobyć hologram żeby mieć status studenta do marca to w głowie przeplatały mi się wspomnienia kiedy zawsze stałam pod dziekanatem taka bardzo głodna. To już za daleko zaszło, ten Uniwersytet jest jakby.. toksyczny.. Boje się go. Co nie zmienia faktu, że podanie o stypendium złożyłam, bo jak ogarnę urlop zdrowotny to będę mogła go pobierać jeśli oczywiście mi go przyznają. Decyzja o podział stypendiów w połowie listopada.


Miło spędziłam z mamą czas w Ikei, zamówiłyśmy posiłek, porozmawiałyśmy szczerze, od serca.. Zastanawiam się tylko jak ja dam radę zmienić swoje myślenie odnośnie odżywiania się.. Przez dziesięć lat sposobem na poradzenie sobie z problemami było głodowanie.. Przez całe wakacje tak źle się ze sobą czułam, że całymi dniami głód był moim "przyjacielem" i gdyby nie mama to umarłabym z głodu. Przecież to Ona mi dała ultimatum albo idę do lekarzy, dietetyka i sama odzyskuje wagę albo zawozi mnie do szpitala do Ochojca. To jedyny szpital, który przyjmuje z każdym BMI. Szpital, który specjalizuje się w leczeniu anoreksji w Warszawie przyjmuje od 14 bmi. Ja mam około 10 bmi, więc musiałabym "tylko" przytyć żeby tam trafić. Paranoja! Walczę i bardzo się boje. Oby moja siła walki nie minęła. Nie mam nic do stracenia, bardzo chce uniknąć szpitala, ale jak wczoraj 3 października waga w przychodni pokazała dwójkę z przodu (nie chcę pisać nawet dokładnej liczby. Dowiedziałam się później, bo wówczas nie byłam w stanie) ogarnęło mnie przerażenie porównywalne z tym śmiertelnym.. Autentycznie bałam się nawet wchodząc po schodach, że zemdleję. Nie spałam w nocy, a dziś byłam u lekarza pierwszego kontaktu. Ciut zawyzylam wagę, ale niedużo.. Dal mi skierowania na wszystkie możliwe badania, jutro je będę robila. Umówiłam się na wizytę w Poradni Leczenia Nerwic. Mam termin na grudzień. Umówiłam się na co tygodniowa wagę w przychodni, a w piątek idę do dietetyczki..


Kieruje mną strach.. przed szpitalem i przed śmiercią. A będzie jeszcze trudniej. Teraz będę musiała co tydzien chodzic na wage, niedlugo jeść wedlug planu dietetyczki i.. muszę zmusic się do tego sama. Jak będę oszukiwac to waga to pokaże. Jak schudne to mama mnie zawiezie do szpitala. Dziś bylam u dr Popielarza, jutro jade rano zrobić badania. Mam nadzieję, że wszystko jest w porzadku że mną w srodku, z narzadami, sercem itp.. Mam też umowiona wizyte w Poradni Leczenia Nerwic na grudzien z psychiatrą. Jestem przerazona. Nie robie tego dalej dla siebie.. To przez strach. Tylko i wylacznie. Jak ja mam z tego wyzdrowiec.. Nie chce być ofiara tej choroby, ale pozwolilam na to żeby się rozwinela.

Nigdy niegasnący płomień zmian

Tak jak już wspominałam tkwię w tym od dziesięciu lat dlatego rozpoczęcie pisania o sobie to jedna wielka plątanina myśli i ciągłe "rany, to już tyle lat, jak to? Od czego by tu zacząć..?!" Pisałam od trzynastego roku życia pamiętnik, (która miał mi posłużyć za materiał na książkę o ed), potem w 2012 opisywałam "moją historię", ale ostatecznie nigdzie tego nie opublikowałam. Może bardziej skupię się na teraźniejszości. W związku z tym, że pisałam maila parę dni temu do jednej z youtuberek prowadzących kanał o wychodzeniu z anoreksji pozwól, ze go tutaj wstawię. I've had anorexia since 2007 and spent seven months in hospital in 2009 because of that.. I go back home (I don't have any professional help since that. I don't want to) and I try live again but I've ups and downs.. I've severe relapse one year ago but I'm trying to back on track, eat (mainly because of that my mother threatened me with hospitalization. Even though I have 23 years old she find out that because of my earlier long hospitalization she can do it without my permission. I don't know how it works but I won't check out..). I have no period since 2008 because of constant relapses. I don't know how much I weight right now because I don't want to know but I know it's severely underweight (I don't write numbers because I won't trigger you). Lately I started chewing and spitting out food (mainly when nobody at home..) I don't know why lately I eat "normal" only with my mum but not always. Sometimes (more than often, I try so hard) I push myself to swallow food like normal people even when she is not near me...

I've got a lots of free time because of my holiday between studies (can't find work) so my ed voice is soo loud.. I feel like I don't have support by my mum because she's struggle with depression etc.. My brother want to help me but he doesn't know how. He talk something like "Get a grip" u know.. Thanks to IG and YT recovery community I don't give up.. Thank you a lot! I don't what I would do without you, seriously but I write to you because maybe you have some tips for me what to do..


I'm afraid that It will take my life and one day this "monster in my head" completely ruin my life..


Rok temu chciałam robić coś w kierunku pracowania w "tej branży" więc napisałam do "Fundacji Zobacz. Jestem", w której tak się przedstawiłam:

"Witajcie,
Chciałabym przedstawić Wam moją koncepcją działania. Tekst jest długi, ale myślę, że wiele o mnie powie, a fajnie byłoby poznać się bliżej, prawda?
Może zacznę od tego, że od wielu lat (około dziewięciu) intensywnie pasjonuję się tematyką zaburzeń jedzenia (głównie anoreksją) i chciałabym to wykorzystać w pozytywny sposób. Nie ukrywam, że moje zainteresowanie ma związek z tym, że sama choruję od trzynastego roku życia. Radzę sobie coraz lepiej i czuję się na siłach żeby o tym pisać, ale może nie będę się zagłębiać w moją historię, bo nie to jest celem mojej wiadomości.
Czytałam i wciąż czytam wszelkie publikacje i książki na temat ED. Są to m.in wszelkiego rodzaju specjalistyczne artykuły znajdujące się na np. https://www.psychologytoday.com/ czy też inne strony, blogi z tego zakresu. [Dostępne na Youtube Tedxy, wszystkie vlogi Kati Morton (którą bardzo polecam), What Mia Did Next, Follow the Intuition, Hanne Arts, Autumn Brianne, Becky Rebekah, Gemma Sheldon, Kenzie Brenna, Laura Lejeune, Chris Henrie, Lauren Love, EDucating Shanny, Shan Larter, Cupid of Chaos, idranktheseawater, LikeKristen, Maddie Lee].
Jak widać skupiam się na tych w języku angielskim, bo te są moim zdaniem po prostu bardziej profesjonalne (i bardziej pomocne) niż kontent, który ma nam do zaoferowania polski rynek, niestety. Przeglądam także media społecznościowe, na których osoby z ED komunikują się ze sobą i pomagają na wzajem. Mam na myśli tylko te strony, na których tacy ludzie wspierają się na drodze ku wyzdrowieniu oczywiście. (Na Instagramie jest tego całe mnóstwo). Nie mam tu na myśli, broń Boże ruchów "pro-ana" i tym podobnych. Interesuje mnie droga, jaką przechodzą takie osoby podczas wychodzenia z choroby.
Fascynują mnie takie historie jak np. te opisane na letsrecover.tumblr.com (Przeczytałam całą stronę. Jest naprawdę godna polecenia) którą stworzyła wyleczona z anoreksji, aktualnie mieszkająca w Londynie - Amalie Lee - klik IG
Dziewczyna opisuje swoją drogę do wyzdrowienia z anoreksji. Jak bardzo zmieniał się jej tok myślenia, jak ważne jest wychodzenie ze swoich stref komfortu, pomimo tego, że to tak tytaniczna praca i nieustanna walka z samym sobą (a raczej z tą "drugą, zaburzoną ja"). Zarówno na wyżej wspomnianej stronie http://letsrecover.tumblr.com/ jak i na powyższym Instagramie można zaobserwować cały proces. Robi to w niesamowicie trafny sposób. Dzięki temu, że inne chore osoby podzielają moją opinię - Amaliee aktualnie pisze książkę na podstawie własnej autobiografii na ten temat. (Swoją drogą też sporo piszę i mogłabym wydać własną..) Zaimponowała mi do tego stopnia, że w ubiegłym roku napisałam do niej maila czy mogłabym przetłumaczyć tę stronę Tumblr na język polski (zależało mi głównie na kwestiach czysto psychologicznych. Wyeliminowałabym teksty koncentrujące się stricte na kaloriach i jedzeniu, bo od tego są specjaliści. Głównym celem na drodze zdrowienia jest przestanie skupiania się na tych kwestiach. Poza tym każdy przypadek jest inny i każdy choruje z innego powodu. Wiadomo, symptomy są podobne, ale nie można wszystkich stawiać na równym poziomie). Oczywiście podałabym oryginalne źródło. Osoby borykające się z problemem w Polsce, a nie znające na tyle języka angielskiego mogły z tego skorzystać tak, jak ja, ponieważ jej przemyślenia bardzo mi pomogły, (Jak niejeden psycholog!) chociaż przyznam, że byłam sceptycznie nastawiona. Amaliee zgodziła się. Okazało się, że ktoś już podjął się (chyba bez uprzedniego spytania się autorki) tego zadania na własną rękę (ostatnio robiłam research w sieci), dlatego myślę, że nie ma potrzeby powielania wielu treści. Możliwe, że zajmę się innymi anglojęzycznymi stronami. Jest w czym przebierać. Może nie tylko z dziedziny ED albo także tymi oscylującymi wokół tematyki? Zależy na co będzie zapotrzebowanie.
Kontaktowałam się z Ogólnopolskim Centrum Zaburzeń Odżywiania i pytałam o formę współpracy, ale odpisano mi, że mają stały skład specjalistów. W pełni to szanuję, dlatego pukam do innych drzwi."

Napisałam Ci to pomimo tego, że nie dopytywałaś, bo chcę żebyś wiedziała, że ja się nie poddaję, szukam pomocy w taki, a nie inny sposób chociaż jest mega trudno (sama doskonale to wiesz). Nie chcę zmarnować sobie życia, chciałabym coś zostawić po sobie. Pokazać, że wygram tą walkę. Od października idę na piąty rok studiów mgr w Katowicach na UŚ. Kierunek kultury mediów, specjalność nowe media. Pierwszy rok mieszkałam w akademiku, to był okres remisji, spędzałam czas z rówieśnikami, chodziłam po klubach, wiodłam super życie.. Wróciłam do domu, bo wolałam dojeżdżać, tak o, w sumie bez powodu. Jednak na trzecim roku znów wróciłam do akademika i.. zaliczyłam niesamowity nawrót. Potrafiłam całymi dniami chodzić po Katowicach jedząc jedno jabłko dziennie.. Wróciłam do domu na wakacje z napadami lękowymi, kołataniem serca.. (rok 2015). Poszłam do lekarza, przepisał mi leki na uspokojenie, zaczęłam się odżywiać. Starać. Postanowiłam udać się do pobliskiej Poradni Leczenia Nerwic, ale ordynatorka dowiadując się z moich hist. ze chorowałam (choruje) na anoreksje pierwsze co to zapytała o najniższą wagę (?!) a potem "to się zważymy". Co zrobiłam? Wyszłam z Poradni. Od tamtego czasu nie próbowałam się nigdzie indziej leczyć.
W lipcu odbyłam poważną rozmowę z moją mamą, z której się dowiedziałam, że ona patrząc na mnie stwierdziła, że ma dość i że „jak się nie ogarnę” to od sierpnia wysyła mnie przymusowo do szpitala, ale „nie tam do Sosnowca, tylko byle jakiego - na dożywienie”. Stwierdziła, że ma tego dość, to za długo trwa, jestem egoistką itp.. Powiedziałam jej, że ja na żadne wywiezienie do szpitala się nie zgadzam, jestem pełnoletnia itd, a ona na to, że konsultowała się z psychologiem sądowym i powiedziała, że przez to, że mam w papierach półroczny pobyt w szpitalu w Sosnowcu to ona może mnie w każdej chwili umieścić w szpitalu jeśli specjalista stwierdzi, że jest zagrożenie życia.
Byłam w sierpniu u rodziny, która „ma znajomości” i mogłaby mi załatwić pobyt na oddziale w Warszawie na Sobieskiego leczącym zaburzenia odżywiania. Dali mi telefon do ręki i kazali rozmawiać z osobą, która ma kontakty w tym szpitalu.. który pomógłby mi to ogarnąć. Ja oczywiście tego nie chciałam, ale co miałam zrobić. Ten powiedział, że popyta i do mnie zadzwoni. Zadzwonił parę dni wcześniej mówiąc, że jest wolne miejsce (!) Ja powiedziałam mamie wprost, że się nie zgadzam na dziekankę i wywózkę. Znowu się kreci wokół tego.. Nienawidzę tego, ale sama jestem sobie winna, tak? „Trzeba było jeść, tak?” (Z czasem okazało się, że i tak nie kwalifikowałabym się na tą formę pomocy, bo moje bmi jest o wieele za niskie na przyjęcie mnie na oddział.. ale o tym później. Cóż za ironia losu.. Jeden z wielu paradoksów leczenia anoreksji w Polsce..

Ok, mama na to: „W takim razie co w zamian? Wymyśl formę swojego leczenia”. Nic konkretnego jej nie odpowiedziałam.. Wczoraj byłam u kosmetyczki na oczyszczaniu twarzy to mi powiedziała, że coś mi się dzieje z wątroba i żołądkiem - to ponoć widać po cerze.. i czy mnie brzuch nie boli. Spytała o jedzenie więc jej powiedziałam, że to pewnie przez zbyt dużą ilość kawy i jedzenie surowych warzyw. Ogórki (pewnie ten ocet, który jest w tych konserwowych także dodatkowo mi podrażnia żołądek), pomidory ze skórką, marchew, kapusta itp.. Organizm się buntuje po takim odżywianiu przez tak długi czas. Muszę się ogarnąć, nie mogę tak się odżywiać, bo serio sobie wątrobę zniszczę i.. zagłodzę. Specjalnie wznowiłam swoją aktywność kulturalną i mocniej zaangażowałam się w akcje pobliskiego Teatru im.Adama Mickiewicza w Częstochowie (jestem wolontariuszką od paru lat) żeby „mieć coś” co mnie trzyma tu w Częstochowie, bo ostatnio mama i brat powiedzieli żebym im chociaż „pokazała, że coś konkretnego robię ze swoim życiem”. Dodatkowo, właśnie wróciłam z rozmowy kwalifikacyjnej z pobliskiego call center. (zgłosiłam się tak o, raczej w ramach spontanu). Osiem godzin na słuchawce, gadanie w kółko tego samego.. Jutro rozpoczęłabym szkolenie. Powiedziałam, że odezwę się dzisiaj z decyzją.. Nie chcę tego.. Ok, ale czego ja chce? Jedyne co ostatnio zaaa.. się wydarzyło to parę dni w Toruniu na Bella Skywall Festival! Pojechałam razem z mamą. Miała tam się udać z koleżanką, ale ta nagle się rozchorowała, a ona miała wykupione bilety na Polskiego Busa (jeżdżą sobie okazyjnie po Polsce, takie jej hobby. Uwielbia podróże, z resztą ja też! Kocham takie momenty. Dlatego chcę wyzdrowieć!
Napisałam to aby ukazać dynamikę i chaos panujący u osoby z zaburzeniami odżywiania. Zagalopowałam się. To zaszło za daleko. Wszystkie rozpraszacze sprawiły, że ten potwór zżerał mnie każdego dnia. Publikuję to tkwiąc w silnej potrzebie podzielenia się swoimi zapętlonymi myślami, bo moje bmi okazało się przerażająco niskie. (Nie mogę nawet siedzieć przez wystające wszędzie kości). Ponownie, pomimo tego kończę z nadzieją, że dzięki tym przeżyciom uda mi się obrócić to wszystko w szczęśliwą, wygraną walkę. Jestem w stanie tego dokonać.

Przerażenie pomieszane z niedowierzaniem i przeplatane kulturą


Muszę to z siebie wyrzucić... Przełamałam się. Pomyślałam: „aa zważę się, udowodnię sobie, że cyferki nie mają dla mnie znaczenia”. Waga pokazała przerażająco niską wagę. Dwójkę z przodu.. Zaczęłam się trząść z przerażenia.. albo jestem tak chora, że nie widzę, jestem zagłodzona niemalże na śmierć (!) i wyglądam jak kościotrup albo jestem na coś chora? Może to nie przez.. niejedzenie? Jakim cudem ja żyję?! Postanowiłam sobie, że jutro pójdę do lekarza i zrobię badania, bo naprawdę się przeraziłam. Mam tylko nadzieję, że znów nie zacznie się maraton ważenia narzuconej przez samą siebie. Uczestniczyłam we wszystkich dniach festiwalu w teatrze. Byłam taka słaba, czułam ciągły ból brzucha i nie traktowałam go jako bólu z głodu.. Widziałam łącznie pięć festiwalonych spektakli, ale ledwo co je pamiętam, bo nie mogłam się skupić. W piątek 22 września widziałam: „Humankę”. W sobotę 23 września był „Ku Klux Klan”, ale nie mogliśmy wejść, bo odgrywali to na małej scenie, a mamy możliwość wejścia na te, gdzie jest duża scena. W niedzielę widziałam  „Samobójcę” - rewelacyjny. W sobotę 30 września widziałam występ Kinoteatru Mumio: "Welcome Home Boys” a w niedzielę "Scenariusz dla trzech aktorów" w którym grał Andrzej Grabowski. Jak przez mgłę to pamiętam.. Byłam bardzo zmęczona, zdenerwowana i spięta..