Przybranie uśmiechu pozorności

Od lat zastanawiałam się nad zjawiskiem tzw ruchu recovery tj.zdrowienia z zaburzeń odżywiania na portalu społecznościowym jakim jest Instagram. Zjawisku sukcesywnego dążenia do zdrowia. Tylko czy zdrowieniem można nazwać wrzucanie każdego (niemalże) posiłku, obsesyjnego patrzenia sobie w talerz i czekanie na poklask ze strony drugiej zdrowiejącej (miejmy nadzieję) osoby? Czy to nie nakręca choroby? Wywyższa jedzenie, nadaje mu status nadwartościowy? Temat rzeka, do którego zapewne wrócę.. W tej sytuacji wciąż problemem jest ciągła koncentracja na posiłkach i nietraktowanie go jako paliwa tylko.. na przykład w kategorii regulacji emocji. W moim przypadku odmawianie sobie posiłków miało na celu wywołanie we mnie silnych, intensywnych emocji w postaci bólu głodowego. Potem chciałam go tylko poczuć kiedy nic innego nie sprawiało mi radości. Pogrążyć się w haju bólu i rozpaczy. Nad sobą, nad życiem, nad tym jak bardzo nie jest tak jak chcę. Poczucie lekkości, ciągłego ssania w żołądku pozwalało oderwać się od rzeczywistości i trudności dnia codziennego. Efektem ubocznym stało się skrajne wycieńczenie organizmu. Na szczęście do odbudowania. Odżywianie to dla mnie oswajanie się z nowym i nieznanym. Kiedy nie czuję głodu pojawia się.. pustka. Kiedy przelewam te słowa na papier uświadamiam sobie absurdalność swoich myśli, ale takie one są. Postawiłam na szczerość i walkę dlatego nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Przeinaczać tego, co czuję i tego, że tęsknię za swoją bezpieczną sferą nicości i obojętności stanowiącą reakcję zmęczonego mózgu powiązaną z cierpieniem całego ciała. Może jestem masochistką? Hej, ale to sprawia, że staję się ofiarą i osobą zależną od kogoś, a przecież tego nie chcę.. Wiem, że żeby być w stanie działać człowiek musi się posilić. Naładować baterie i iść dalej, robić to, co sprawia mu przyjemność. Jesteśmy tutaj po to, aby wypełnić dany nam czas szczęściem i dążeniem do spełnienia swych zamierzeń i celów. (Jak to pięknie brzmi. Tak, wszystko pięknie, cudnie na papierze. Wiadomo, jak zawsze, teoria opanowana). Dlaczego zatem tak wzbraniam się przed tym zezwoleniem na powodzenie? Za co się tak biczuje połowę życia? Dla kogo sukcesywnie chciałam się unicestwić i zniknąć? 

Wczoraj byłam na pierwszym spotkaniu z psychoterapeutką. Prywatnie, bo tak jak wspominałam publiczna polska służba zdrowia nie przydziela psychologa zajmującego się zaburzeniami odżywiania poniżej ustalonego bmi zakładającemu zagrożenie życia. W zasadzie i tak jeśli prywatnie nie zatroszczysz się o swoje zdrowie w zakresie zdrowia psychicznego to, krótko i dobitnie rzecz ujmując - nie otrzymasz fachowej pomocy, bo specjalistów od coraz częściej występujących zaburzeń z zakresu szeroko pojętej sfery ed po prostu brak (Mówię tutaj ludziach dorosłych, powyżej dwudziestego roku życia, a nie o dzieciach i młodzieży). To kwestia, która należy do tych, które wymagają głębszego, bardziej wnikliwego rozpatrzenia tego, jakby nie patrzeć poważnego problemu regularnie zamiatanego pod dywan.

Cóż, co do mojej terapii to będzie trudniej niż myślałam, bo jestem przerażona zmianami.. Tak, nieustannie pojawiają się myśli „nie chcę, nie jestem gotowa, nie teraz”. Wciąż z tyłu głowy mam poczucie oporu i zniechęcenia, ale podjęłam decyzję i chcę w końcu zmian. Chcę zdrowia. Jestem tak bardzo zmęczona tą chorobą. Zabrała mi spokój i przede wszystkim zdrowie fizyczne i psychiczne - przede wszystkim. Odejdź ode mnie.. Napisałam to krótko, prosto, bo tutaj nie ma nic pomiędzy słowami. Rezygnuję w tym momencie z kwiecisto poetyckich określeń, które uwielbiam. Z tym nie ma żartów. Koloryzowanie procesu zdrowienia to zjawisko, które irytuje, smuci, złości jednocześnie niemiłosiernie! Zatem dlaczego to zdrobiłam to na swoim recovery insta we wpisie z zeszłego tygodnia? Napisałam, że jestem przeszczęśliwa z postępów. Z wyników ostatnich badań składu mojego ciała. Przecież jestem wściekła. A może to anoreksja zaznała gniewu i poczucia zagrożenia? W końcu jej stabilna pozycja w moim życiu została zachwiana? W końcu po wielu latach pojawił się realny impuls wywołujący realne osłabienie jej stabilnego dotychczas miejsca w mojej codzienności? Potrzebuję ją czymś zastąpić. Nie liczę na cud, ale wierzę w to, że jej podszepty z czasem staną się na tyle dla mnie nieistotne, że konsekwentnie będę je odganiać. Znajdę na to sposób...