Obsesyjne pragnienie diametralnych zmian


Ciągle chodza mi takie myśli po glowie, że jak z tego wyjde tzn. doprowadze się do stanu uzytku w ten czy inny sposób będę musiala calkowicie zmienic swoje zycie.. Nie wiem co to będzie, ale tak musi się stac. Cały okres gimnazjum, liceum i studiow, aż do pierwszego roku magisterki był związany z moimi zaburzeniami jedzenia. Ostatnie miesiace to chroniczne glodowanie. Studia też mi się z tym kojarza. Każdy wyklad, każdy egzamin oprocz katorżniczego wkuwania kojarzy mi się wlasanie z bolami glodowymi.. Nie wiem czy wroce na te studia, nie wiem w która strone pójść żeby nigdy nie wrocic na „te tory”. Tak działa ten mechanizm.. Wczoraj jak byłam pod dziekanatem żeby złożyć podanie o stypendium rektora i zdobyć hologram żeby mieć status studenta do marca to w głowie przeplatały mi się wspomnienia kiedy zawsze stałam pod dziekanatem taka bardzo głodna. To już za daleko zaszło, ten Uniwersytet jest jakby.. toksyczny.. Boje się go. Co nie zmienia faktu, że podanie o stypendium złożyłam, bo jak ogarnę urlop zdrowotny to będę mogła go pobierać jeśli oczywiście mi go przyznają. Decyzja o podział stypendiów w połowie listopada.


Miło spędziłam z mamą czas w Ikei, zamówiłyśmy posiłek, porozmawiałyśmy szczerze, od serca.. Zastanawiam się tylko jak ja dam radę zmienić swoje myślenie odnośnie odżywiania się.. Przez dziesięć lat sposobem na poradzenie sobie z problemami było głodowanie.. Przez całe wakacje tak źle się ze sobą czułam, że całymi dniami głód był moim "przyjacielem" i gdyby nie mama to umarłabym z głodu. Przecież to Ona mi dała ultimatum albo idę do lekarzy, dietetyka i sama odzyskuje wagę albo zawozi mnie do szpitala do Ochojca. To jedyny szpital, który przyjmuje z każdym BMI. Szpital, który specjalizuje się w leczeniu anoreksji w Warszawie przyjmuje od 14 bmi. Ja mam około 10 bmi, więc musiałabym "tylko" przytyć żeby tam trafić. Paranoja! Walczę i bardzo się boje. Oby moja siła walki nie minęła. Nie mam nic do stracenia, bardzo chce uniknąć szpitala, ale jak wczoraj 3 października waga w przychodni pokazała dwójkę z przodu (nie chcę pisać nawet dokładnej liczby. Dowiedziałam się później, bo wówczas nie byłam w stanie) ogarnęło mnie przerażenie porównywalne z tym śmiertelnym.. Autentycznie bałam się nawet wchodząc po schodach, że zemdleję. Nie spałam w nocy, a dziś byłam u lekarza pierwszego kontaktu. Ciut zawyzylam wagę, ale niedużo.. Dal mi skierowania na wszystkie możliwe badania, jutro je będę robila. Umówiłam się na wizytę w Poradni Leczenia Nerwic. Mam termin na grudzień. Umówiłam się na co tygodniowa wagę w przychodni, a w piątek idę do dietetyczki..


Kieruje mną strach.. przed szpitalem i przed śmiercią. A będzie jeszcze trudniej. Teraz będę musiała co tydzien chodzic na wage, niedlugo jeść wedlug planu dietetyczki i.. muszę zmusic się do tego sama. Jak będę oszukiwac to waga to pokaże. Jak schudne to mama mnie zawiezie do szpitala. Dziś bylam u dr Popielarza, jutro jade rano zrobić badania. Mam nadzieję, że wszystko jest w porzadku że mną w srodku, z narzadami, sercem itp.. Mam też umowiona wizyte w Poradni Leczenia Nerwic na grudzien z psychiatrą. Jestem przerazona. Nie robie tego dalej dla siebie.. To przez strach. Tylko i wylacznie. Jak ja mam z tego wyzdrowiec.. Nie chce być ofiara tej choroby, ale pozwolilam na to żeby się rozwinela.